Crisstimm

 
registro: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontos28mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 172
Último jogo

Smakosz (tekst literacki)

Choć prezentowałam ten tekst tutaj, przypominam go z dedykacją dla Piąteczki. Sas, nie denerwuj się - wiem, jak lubisz "odgrzewane kotlety".


Poznałam go na portalu kulinarnym dla kanibali. Dał ogłoszenie: "Poszukuję smakowitej do schrupania. Zapewniam dobre warunki spożycia."

Przeczytałam raz, potem drugi...

- Jestem smakowita, prawda? - zapytałam samą siebie.

Odpowiedź była twierdząca. Ba, nawet usłyszałam, od samej siebie - wciąż niezły kąsek do schrupania jesteś.

Kliknęłam na profil tego, który dał ogłoszenie. Wysoki brunet z wąsikiem jak szczoteczka. Nie przepadam za zarostem, ale w końcu czasem warto przymknąć oko na szczegóły. W profilu bruneta widniało: "O sobie: smakosz, żarłok i pasibrzuch. Co lubię: jeść, delektować się, smakować, degustować. Czego nie lubię: anorektyczek i pedałów".

Jakich pedałów przemknęło mi przez myśl, skąd tu oni?

Wpatrzyłam się raz jeszcze w zdjęcie i podjęłam decyzję - raz kozie śmierć. Kliknęłam na odpowiedź i szybciutko wpisałam: zjedz mnie, przerżnij, przeżuj, przetraw. Jeszcze raz kliknęłam i dorzuciłam zdjęcie z wakacji, na którym grilluję marynowane, z czosnkiem, imbirem i olejem sezamowym piersi indycze. Jeszcze raz kliknęłam. Poszło...

Na odpowiedź czekałam dwa dni. Dwa dni drżenia, że nie odpowie, że się rozmyśli, albo co gorsza uzna mnie za anorektyczkę, bo przecież nie pedała? Oglądałam w lustrze swoje jakże apetyczne krągłości, poprawiałam ich urodę zajadając kruche ciasteczka na smalcu i czekałam. Wreszcie nadeszła odpowiedź.

Miła i jakże apetyczna pani. Jestem zaszczycony pani odpowiedzią i natychmiast ruszam pod wskazany adres, aby zapoznać się bliżej się z panią przed degustacją.

Masz babo placek, słowo się dało i teraz trzeba go dotrzymać.

Przygotowania do wizyty trwały krótko, za to przebiegały dramatycznie i burzliwie.

W co mam się ubrać? Przecież nie pójdę w byle czym pod nóż. Biała, ulubiona bluzka wyglądałaby stosownie i elegancko, ale trochę jej szkoda. Plamy od krwi są tak trudne do sprania. Czy zostawić rozpuszczone włosy? A co jeśli podczas spożywania mnie, któryś dostanie się do ust? Może uznać to za niesmaczne.

Ogólnie, dylematy mnożyły się, a czasu ubywało. Wypiłam dla kurażu i uspokojenia skołatanych nerwów lampkę wina. Potem drugą, bo po pierwszej mnie zemdliło. Przy piątej wszystko ułożyło się jak należy, poradziłam sobie z problemami i z pełnym spokojem zerkałam w kierunku drzwi wejściowych.

Pukanie do nich było donośne i charakteryzowało się stanowczością.

Dobrze to wróży na przyszłość, przemknęło mi przez myśl.

Brunet wszedł, ukłonił się i wręczył mi bukiet ziół.

- Pomyślałem, że tak będzie bardziej praktycznie - powiedział.

Fakt, widać ma chłop doświadczenie, a to zawsze mile widziane.

- Pan usiądzie - poprosiłam - i odetchnie. Jak podróż?

Rozmowa przebiegała w miłej atmosferze i czułam, że ma na mnie coraz większy apetyt.

Nagle czknęło mi się, to ta piąta lampka wina.

- A to co było? - zapytał brunet.

- Och nic, nic... odrobinę się macerowałam - wyjaśniłam z uśmiechem.

- Szanowna pani ma alkohol na myśli?

- Tak, a dokładnie czerwone, półwytrawne wino.

Brunet skoczył na równe nogi jak oparzony. Poczerwieniał z gniewu i wysapał ze złością.

- Pisałem przecież, że uczulony jestem na anorektyków, pedałów i wino. Jestem zagorzałym abstynentem! Zakpiła pani ze mnie! Tak nie można, szanowna pani! Doniosę na portalu i zablokują szanownej pani profil.

Wyszedł trzaskając drzwiami równie stanowczo jak do nich pukał.

Nalałam sobie szóstą lampkę wina i pomyślałam.

To jednak jakiś dziwoląg. To że nie akceptuje anorektyczek - zrozumiałe, pedałów - pewnie też można zrozumieć, ale przecież od dawien dawna, wszem i wobec wiadomo, jak dobroczynny jest wpływ czerwonego wina na serce, działanie przeciwmiażdżycowe oraz na tak zwane wolne rodniki i co najważniejsze - na trawienie.

Ot, co za czasy... nie wiadomo na kogo w tym necie się trafi.