Nastały upalne dni i Grimbald Wspaniały, jak też również, bez wątpienia reszta czułych na niedyspozycyjne zmiany temperatur stworzeń, doświadczał wzmożonego pragnienia. Mógłby je oczywiście ugasić, zgodnie ze wskazówkami żony, wodą z domowego źródełka, lecz odczuwał lekkie obrzydzenie na myśl o tak bliskiej zażyłości z bezbarwną, bezwonną i bezsmakową cieczą. Uważał ją za pozbawioną wszelkich właściwości wzbogacających duszę wojownika, za którego mógł w pewnych chwilach i okolicznościach warunkowo uchodzić, a w dodatku mogącą poczynić straszliwe spustoszenie w organizmie nieprzygotowanym uprzednio i odpowiednio.
O nie, Grimbald wolał nie ryzykować i skupił się na innych, wielokrotnie już wypróbowanych we wszelakich warunkach atmosferycznych, napojach, świetnie gaszących pragnienie i przynoszących wilgotną ulgę cielesno-duchową.
- Nalej duszko niemały kufelek zimnego, chmielowego... - zagadał do ponętnej kelnerki, która przemknęła tuż obok jego stolika.
- Zara... Zara, ociupinkę zarobiona jestem. Za minutkę będę nazad.
W tym roku goblin Innocenty poczuł wzmożoną żyłkę handlową i koniunkturalny popęd ku wykorzystaniu sezonu kanikuły do szybkiego wzbogacenia się. Wystawił przed sklepem, pod trzema rozłożystymi dębami, kilka stołów wraz z ławami oraz zatrudnił dwie rusałki, aby roznosiły, oczywiście za odpowiednią opłatą, schłodzone pokrzepienie dla spragnionych.
- Zgrabne to, ponętne ale i opętańcze zarazem. Czołem Grimbaldzie. - Przy stoliku wyrósł jak spod ziemi Razybud Wolnostojący, przyjaciel, sąsiad i dłużnik w jednej osobie.
Wspaniały chrząknął, dając do zrozumienia, że w pełni się z przedmówcą zgadza, jak też zezwala, aby ów dosiadł się.
- Czołem druhu.
Jak na zawołanie zjawiła się rusałka, składając usta w zgrabny dziobek, wypinając w bok bioderko i pochylając się pod takim kątem, by najkorzystniej zaprezentować obfity biust. Przez chwilę trwała w tej pozie w milczeniu, dając czas na adekwatną konstatację, po czym wyciągnęła bloczek do spisywania zamówień.
- Czego se szanowne klienty życzą?
- A co panienka w swej nieokiełznanej szczodrobliwości poleca?
- Hę?
- Co macie dobrego?
- Piwo.
- I?
- I mogę je przynieść w dwie minuty. Bez zadyszki. I z pianką na dwa cale.
Razybud spojrzał z podziwem na płowowłosą pannę, uniósł kciuki i skinieniem głowy potwierdził zamówienie. Panna narysowała sobie w bloczku dwa kufle wypełnione płynem oraz pianką, przy której zaznaczyła strzałką dopisek: "dwa cale".
- Trzeba przyznać, że w jej przypadku zadyszka byłaby zjawiskiem co najmniej fascynującym i niechybnie wpłynęłaby znacząco na dalsze gaszenie pragnienia - szepnął w stronę kamrata Wolnostojący, a głośno dodał:
- Ja stawiam.
Grimbald wzruszył się odrobinę, z powodu niezrównanej serdeczności kolegi. Ostatnio stał się dość skłonny do ulegania emocjom.
Rusałka zachichotała, oplotła krasnoludy spojrzeniem powłóczystym i smyrgnęła realizować zamówienie.
- Jak je z błota i uprzedzeń pruderyjnych obmyć, to człek jakiś bardziej koncyliacyjny się robi.
- E tam, ja żonaty... - żachnął się Grimbald.
Przyjaciel spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Co jest? Kurde!
- Boć... - zaczął się zwierzać Wspaniały i umilkł.
Co tu gadać?
Szczęśliwym zrządzeniem, kelnerka okazała się słowna i po upływie minuty przybiegła z dwoma kuflami zimnego napoju. Powtórzyła znów rytuał z dziobkiem, bioderkiem i biustem, zmrużyła oczy i jakoś tak dziwnie przylgnęła wzrokiem w niebezpieczne miejsce męskiego braku rozsądku.
Panowie bezwiednie wyprężyli muskuły, wciągnęli brzuchy i napięli, to co im się udało napiąć.
- Jakby co jeszcze potrzeba, trza krzyknąć: "Jachna" i przybieżę - oznajmiła ondyna i pospieszyła obsługiwać innych klientów.
Razybud palcem zamieszał pianę w kuflu i oblizał go.
- Pięknie się ustała.
Spojrzał na markotnego przyjaciela i znacząco odkaszlnął.
- Pierdół o przyjaźni nie będę zapodawał, jak chcesz to gadaj...
Grimbald przez chwilę bił się z myślami.
- Papą zostanę.
- Ku... O Wielka Macierzy i trzy formy spełnienia jej! Gratulować! Chyba...
Nie zdążył Grimbald Wspaniały odpowiedzieć na serdeczne życzenia, bo w pobliżu wejścia do sklepu wybuchła okropna burda. Ktoś krzyczał przeraźliwie, ktoś klął niemożebnie, ktoś płakał wniebogłosy.
Zerwały się krasnoludy na równe nogi i pobiegły nieść odwet, pomoc lub choćby łyk piwa potrzebującym. Ściskając w łapskach cenne kufle z napojem i pianką na dwa cale, gotowi byli stawić czoła potworom wszelakim, w tym: marom, zmorom, wijom, wampirom, a kto wie może i nawet politykom?
Burdę wywołała mocno podpita baba leśna Hawra i to ona krzyczała przeraźliwie i klęła niemożebnie. Jedynie płacz wniebogłosy nie wydobywał się z jej ust, a raczej od kogoś z tłumu ciekawskich, błyskawicznie zebranych przy ekscytującym incydencie.
Hawra na co dzień starała się nie dopuścić do wysuszenia gardła i raczej nie wypływało to szczególnie na jej sposób bycia i nonszalanckie podejście do otoczenia, jednak tym razem musiała zdrowo przesadzić lub eksperymentować z trunkiem wyjątkowo niebezpiecznym. Wyglądała straszliwie, a zachowywała prawie skandalicznie. Oczy miotały pioruny, a usta ślinę. Ona sama miała w planach prócz przekleństw i śliny miotać jeszcze kamienie, ale brutalnie jej to uniemożliwiono. Trzymało ją dwóch wyjątkowo rosłych krasnoludów, właściciel sklepu i uroczego ogródka piwnego goblin Innocenty oraz uczepiona spódnicy rusałka o prześlicznej twarzyczce i lekko zielonkawych włosach. Baba leśna w bezpardonowym szale usiłowała zbić, sponiewierać, a przynajmniej opluć... zduhacza Jermira.
- A bodaj cię zeżarł smok trafnięty kłykcinami kończystymi i trądzikiem różowatym! Bodaj ci brzuch wzdął od gazów jelitowych i nie popuścił do przesilenia zimowego! Bodaj...!
- Opanuj się nieszczęsna niewiasto - zakrzyknął gromkim głosem maleńki goblin, znany ze swego upodobania do czystości w obejściu, mowie i czynie i większości myśli.
Nieszczęsny zduhacz stał niczym porażony piorunem, z pełną zakłopotania miną i rozerwaną siatką z zakupami.
- Nie wiem, co ją ugryzło - zwrócił się do Grimbalda i Razybuda, gdy stanęli tuż przy nim. - Uwierzcie, nic jej nie zrobiłem, nie powiedziałem nic niemiłego... Poprosiłem jedynie, żeby ustąpiła drogi, bo zagrodziła wyjście ze sklepu.
Hawra choć wciąż jeszcze pełna zawziętości, zdawała się uspokajać. Przestała już szarpać się z krasnoludami i goblinem, jedynie usilnie kombinowała, jak tu uszczypnąć uwieszoną u spódnicy rusałkę.
- On, hrrr... jest potworem. Jest zły i podstępny! Jeszcze zobaczycie, że mam rację.
Zduhacz pokiwał smętnie głową, pozbierał porozrzucane zakupy, postał jeszcze chwilę i grzecznie się pożegnawszy ruszył w kierunku domu.
- Wpadnę później do was, sąsiedzie - zawołał za nim Grimbald.
Goblin Innocenty, widząc, że tłumek ciekawskich zaczyna się rozchodzić, postanowił nie tracić czasu i wykorzystać odpowiednio sytuację, obracając ją w korzyść i branżowe dobrodziejstwo.
- Szanowni klienci, uprzejmie informuję, że zajście było jedynie efektem małego nieporozumienia i zostało prawie wyjaśnione i całkowicie, w sposób pokojowy zażegnane. Ja ze swej strony zachęcam do wstąpienia w skromne progi naszego wielobranżowego domu handlowego, celem dokonania trafnych i satysfakcjonujących zakupów. Uwaga! Tylko dzisiaj szprot wędzony prawie za bezcen, koncentrat pomidorowy całkiem świeży i proszek do prania o wyjątkowej skuteczności w wyjątkowo niskiej cenie. Zaznaczę tudzież, że posiadamy dziś w ofercie boczek i karkówkę tak nieprawdopodobnie świeże, iż niejeden konsument dałby się za nie pokroić w plasterki.
Zbiegowisko zaczęło się rozchodzić, dwa krasnoludy trzymające babę gdzieś zniknęły, jedynie mała rusałka wciąż tkwiła uwieszona u spódnicy Hawry.
- A poszła do bajora! Hrr... i niechaj rozsiane po całym ciele zostanie... A kysz! - Baba leśna próbowała ją przegnać. Zwróciła się do Innocentego:
- Zabieraj tę tu i zagnaj do roboty.
- Ta nie jest żadna z moich... - odparł po namyśle goblin i pełen godności wrócił za ladę sklepową.
Razybud z Grimbaldem przysiedli na ławie i pociągnęli po długim łyku z kufelków.
Rusałka mocniej wpiła palce w materiał spódnicy i zatrzepotała rzęsami.
- To już? Już po wszystkim? Nic nie dostanę za czyn bohaterski? Nic? Nawet buziaka od przystojniaka?
Hawra zaklęła, odkaszlnęła, splunęła tuż przy nodze rusałki i biorąc mocny rozmach spróbowała kopnąć dzielne dziewczę.
- Ja dam buziaka! - zaofiarował się Razybud Wolnostojący i wydął wargi w sposób, który uznał za ponętny i przystający do przystojniaka.
Rusałka popatrzyła na niego uważnie, zapewne rozważając w myślach wszystkie za i przeciw, aż w końcu puściła spódnicę Hawry, wstała, otrzepała się, odwróciła i odeszła ze spuszczoną głową. Dało się jednak słyszeć jak mruczy pod nosem.
- Dupa, nie nagroda za bohaterstwo. Drugi raz nie dam się tak łatwo spławić.
Uwolniona baba leśna ciężko usiadła na ławie, przy krasnoludach.
- Czyje to? - zapytała unosząc kufel z piwem Grimbalda i nie czekając na odpowiedź wychyliła do dna.
Czknęła i podziękowała z godnością.
- Tego mi było trza od dawna...
Wspaniały westchnął.
- Co jest Hawra? Odbija ci, czy zmieszałeś w złych proporcjach któryś ze swoich dekoktów?
- A gdzie tam! Spontanicznie zapieniło się we mnie na widok tego... Pfu! Miastowego guru.
- Nie pojmuję. Przecież to najmilszy zduhacz jakiego znam - dociekał Wspaniały.
- Gówno prawda! To pozór jeno... pozór... Hrauuu... Bodaj go małanka wykończyła przed świtem... Wrrr. Zresztą to jedyny zduhacz, jakiego znasz, nie licząc jego żony. A wy wiecie kim po prawdzie są zduhacze? Jasne, że nie wiecie, bo co wy tam...? Wrrr....
Z tak twardymi argumentami ciężko było krasnoludom dyskutować, tym bardziej o suchym pysku, bo piwa w kuflach już nie było.
- Taaa - westchnął Razybud Wolnostojący.
Grimbald w westchnięciu wyczuł maleńki przytyk do tego, iż teraz jego kolej postawić kolejkę. Rozejrzał się za którąś z rusałek-kelnerek, ale jak na złość żadnej w pobliżu nie było.
- Jachna! - przypomniał sobie imię obsługującej ich panny.
Jednak wbrew zapewnieniom, nie zjawiła się na zawołanie. Zamiast niej do stołu podeszła Paupella Niezdobyta.
Grimbaldowi odjęło mowę. Dawno nie widział pięknej krasnoludki. I teraz, gdy zmieniły się pewne okoliczności, patrząc na nią czuł jednocześnie podziw i wyrzuty sumienia.
Tych drugich pozbawiony był Razybud Wolnostojący.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy? A gdzie ondyna?
- Skończyła zmianę. W czym mogę usłużyć?
Razybud mlasnął głośno, a Grimbald miał na końcu języka niezwykle wyszukany komplement lecz uprzedziła ich Hawra.
- Dyć czego pyta jakby pierwszy dzień pracowała? Daj trzy... albo sześć od razu, żeby nogi oszczędzić.
Paupella spojrzała pytająco na krasnoludów, a oni skinęli głowami na znak, że Hawra ma rację.
Ta w ramach rewanżu, gdy tylko się krasnoludka oddaliła rzekła.
- Wy se możecie mamić wieś całą ale stara Hawra wie, kto nocą pohukuje. Tobie mówię - tu zwróciła się do Grimbalda - nie dla dziwożony sianokosy. I chociaż żywot bez rojeń smutny, niczym swaćba bez gorzałki, uważaj by nie ochlał się zbyt mocno. Ty, Razybudzie, staryś a głupiś. Nie wiesz, że "niezdobytych" nie podbija się radami mamuśki i przechwałkami przy kuflu?
Rozważania przerwała Paupella, przynosząc zamówione piwa. Krasnoludy popatrzyły na nią, jakby wiedzieli ją pierwszy raz.
- No co? - spytała zdziwiona.
- Masz plany na Kupalnockę? - zaatakował śmiało Razybud.
- Nie, raczej nie...
- To i dobrze, bo teraz... teraz - zająknął się i spojrzałam na Hawrę, w poszukiwaniu pomocy.
Ta jednak miast zachęty, beknęła głośno.
Paupella Niezdobyta wzruszyła ramionami i oddaliła się. Towarzystwo przyssało się do kufli i przez dłuższą chwilę słychać było siorbanie i dopiero po chwili lekko łzawym tonem odezwał się Razybud Wolnostojący.
- Co teraz?
- Ano... Noc Kupały przed nami. Chrauuu... W naszych rękach wybór czy wyławiamy wianek czy spalamy zduhacza w ognisku.
Baba leśna zaśmiała się chrapliwie, a krasnoludy poczuły, że nie mają więcej pytań i cieszą się ogromnie, iż nie są zduhaczami.