Od świtu głowę chylę w wielkoformatowym żalu,
Żeś mnie porzucił! Ty łobuzie! Ty brutalu!
Od rana jęczę, jakby więcej niż normalnie.
Boś dał se ze mną spokój, półlegalnie.
I chylę głowę i głos mi drży:
Karolu, ożeż ty!
Niech odtąd środa będzie dniem lamentu i żałoby.
Świętować będę już od wtorku, dla wygody.
Obnosić pustkę będę po mieszkaniu swoim i sąsiada
Jeśli mnie wpuści, bo na pukania me nie odpowiada.
I rozsypuję się wewnętrznie, roniąc łzy:
Karolu, ożeż ty!
Ta lamentacja równocześnie jest protestem obywatelki.
Bo choć niejeden powie, iż problem względnie jest niewielki.
To ja zakrzyknę: Stop! Już dość! Już nie ma naszej zgody,
Na porzucanie w tak rażący sposób kobiet w środy!
To koniec twej szemranej gry.
Karolu, ożeż ty!
A wiedz nędzniku, nie będę w tym nieszczęściu całkiem sama.
Obwieszczę koniec świata i wnet przyłączy się niejedna dama.
Per saldo zadziałamy tworząc, czego żaden facet nie ogarnie;
Partię Kobiet Porzuconych Po Zbójecku i Niehumanitarnie.
A wtedy może się nawrócisz i powrócisz wżdy…
Karolu, ożeż ty!
Postscriptum
W środowej udręce minut tak wiele, że dłużyć zaczęło się mi.
pukałam więc znów do mego sąsiada i wreszcie otworzył mi drzwi.
I teraz Wam wyznam - w czwartkowy wieczorek:
Cóż... żegnaj Karolu. A witaj mi... Bolek.
(uprasza się niezwykle uprzejmie o nieutożsamianie podmiotu lirycznego z autorką)