W ten jesienny dzień, dojrzały jak owoc winorośli, ciężki, soczysty, o pełnej barwie, obiecujący cudowny, głęboki smak, wybrałyśmy się z Krisztiną i Amalią na spacer. Oddaliłyśmy się znacznie od zamku i wkroczyłyśmy w gęsty las, pełen bukowych i grabowych drzew. Taka roślinność to rzadkość w tych stronach, gdzie przeważają łąki na zboczach górskich i lasy jodłowo-świerkowe. Buki, o strzelistych, srebrzystych pniach wznoszących się wysoko i żółtych, przebarwionych gdzieniegdzie czerwienią liściach tworzących ciężki baldachim nad naszymi głowami i graby, z jasną powłoką pni i liśćmi w kolorze jaskrów wprawiały nas w stan zachwytu i uniesienia. Pod nogami szeleściło, chrzęściło i skrzypiało. Urzeczone widokiem bogactwa jesieni, chłodnym, rześkim powietrzem i odurzone zapachem unoszącym się z ziemi odnajdywałyśmy w sobie dziecięcą radość. Biegałyśmy wśród drzew, pokrzykując na siebie, pohukując i śmiejąc się głośno. Suknie zahaczały o gałęzie, a włosy rozwiewały się w dzikim pędzie, jednak żadna z nas nie przejmowała się swoim wyglądem. Zdyszana i podniecona rzuciłam się na stertę liści oświetloną promieniami słonecznymi przebijającymi się przez gałęzie. Obok mnie przysiadła, z równym mojemu rozmachem, Krisztina. Amalia również przykucnęła, wciąż nie mogąc złapać oddechu po szaleńczej gonitwie. Krisztina chichotała i próbowała coś opowiedzieć. Nie rozumiałam połowy jej słów i wcale nie chciałam wiedzieć o czym mówi. Czułam się szczęśliwa, młoda, spełniona. Czułam rozkosz i smak życia. W głowie tętniło, a ciało przyjemnie rozgrzane wprawiało w uniesienie. Pierwsza opanowała się Amalia. Wstała, otrzepała suknię z liści i gałązek, a włosy przeczesała dłońmi i przygładziła.
- Zgubiłam moją relikwię - krzyknęła z zaskoczeniem i przestrachem macając przód sukni. Rzeczywiście na jej szyi nie było talizmanu z ukrytymi włosami świętego Władysława. Lubiła się nim przechwalać, choć my skrycie powątpiewałyśmy w jego autentyczność. Amalia rzuciła się na kolana na stertę i rozpoczęła poszukiwania energicznie rozgarniając liście. Skupiłyśmy się na przeszukiwaniu, gdy nagły okrzyk Krisztiny sprawił, że wzdrygnęłam się z
przestrachem.
- Boże słodki! Co to jest?
W ręku trzymała kawałek przybrudzonego białego materiału. Prosty, lniany czepek, obszyty bawełnianą tasiemką. Nie każda panna nosiła nakrycie głowy, nieliczne z dziewcząt skromnie skrywały włosy pod czepkiem. Tak robiła Eva. Dlaczego ona przyszła mi na myśl? Nie sposób przecież poznać, czy ten czepek należał do niej, ale patrząc na znalezisko nabierałam przekonania, że jest właśnie jej. Krisztina zdawała się podzielać mój niepokój, odrzuciła nakrycie jakby było najbardziej plugawą rzeczą na świecie. Rękę zaczęła mocno wycierać o suknię, choć wcale nie była brudna. Klęczałam na liściach skamieniała, tylko Amalia ledwo rzuciła okiem i dalej szukała swojej zguby przekopując stertę.
- Chodźmy stąd - zaproponowałam, a Krisztina skinęła głową.
- Nie! - wykrzyknęła Amalia - moja relikwia. Nie odejdę, dopóki jej nie znajdę.
Miałam ochotę uciec z tego miejsca natychmiast, przestało być radosne i fascynujące. Jednak lojalność wobec przyjaciółki zatrzymała mnie. Ze strachem dalej rozgarniałam liście bojąc się tego, co jeszcze można wśród nich znaleźć.
- Jest! - radosny okrzyk Amalii przyniósł ulgę nam wszystkim. Wstałam szybko, otrzepałam pospiesznie suknię i przynagliłam dziewczyny.
- Wracajmy, natychmiast.
Oddalałyśmy się pospiesznie w milczeniu, nastrój radości uleciał, tylko Amalia uśmiechała się do siebie.
Od tamtego wydarzenia minęło kilka dni. Omijałyśmy temat wycieczki, nawet Amalia o tym nie wspominała. Samo znalezisko nie było niczym zatrważającym, być może któraś z dziewcząt zdjęła czepek z głowy, niosła go w ręku i zgubiła podczas spaceru, jednak mnie nie opuszczała myśl, że należał on do Evy i znalazł się tam w całkiem innych okolicznościach. Gryzłam się tymi myślami, jednak nie podzieliłam się nimi nawet z Krisztiną, choć ona zdawała się podobnie odczuwać. Niepokój wdarł się ponownie w głąb duszy i odsunął dotkliwą tęsknotę za Elżbietą. Ta ostatnimi czasy znów oddaliła się ode mnie i z niepokojem zauważyłam, że łaskawym wzrokiem patrzy na młodą dziewczynę o przepięknych blond włosach i słodkiej twarzyczce. Przybyła ona niedawno to Czachtic. Nie znałam jej wieku, ani imienia, jednak jej uroda przyciągała mój wzrok i wielu innych mieszkańców zamku. Księżna również zwróciła na nią uwagę i widziałam, że często przywołuje tamtą, by jej towarzyszyła i z ochotą korzysta z jej usług. Bolało mnie to, zazdrość nie dawała spokojnie zasypiać wieczorami. Leżałam w ciemnościach wyobrażając sobie sceny z udziałem tamtych dwóch kobiet. Łzy zbierały się pod powiekami, wypływając cienkimi strużkami, choć starałam się ze wszelkich sił je powstrzymywać. Czy tamta równie chętnie jak ja odwzajemnia pieszczoty? Czy z podobną żarliwością całuje cudowne piersi Księżnej? Czy przytula ją gdy drży w nocy przez sen? Czy słucha z taką jak ja uwagą jej opowieści? Nie znalazłam odpowiedzi na żadne z tych pytań, był tylko żal, tęsknota, pustka i strach, coraz silniejszy strach.
Gdy jednego wieczoru weszła do naszego pokoju Dorota z przykazaniem od Księżnej, abym przybyła na jej wezwanie, z radości upuściłam naczynie z wodą. Służąca popatrzyła na mnie z politowaniem, ale nie skomentowała mojej niezgrabności i cierpliwie czekała, aż sprzątnę. Ścierając z podłogi wodę czułam jak wraca entuzjazm, czułam, że pięknieję, jaśnieję. Dorota przykazała iść za nią, gdyż Księżna przebywała w innej części zamku niż zwykłam ją widywać. Szłyśmy dość długo, mało znanymi mi korytarzami, wreszcie dotarłyśmy pod drzwi, gdzie czekał na nas karzeł Fritzko wraz z płowowłosą pięknością. Ta stała z uniesioną głową, szczebiocąc dźwięcznym głosikiem do towarzyszącego jej mężczyzny, rozglądając się przy tym z nieukrywaną ciekawością. Przystanęłam zaskoczona ich obecnością, czując jak ulatuje radość ze spotkania z Elżbietą. Służąca zapukała do drzwi, uchyliła je, wpuściła mnie i blondynkę zamykając je za nami, pozostając wraz z karłem na korytarzu. Komnata była ciemna i surowa w wystroju. Stało w niej mało sprzętów, królował wielki kominek z ogromnym paleniskiem, a po przeciwnej stronie wzrok przyciągały ciężkie, ozdobne drzwi do innej sali. Księżna nie była sama, towarzyszyła jej starsza kobieta, którą już kiedyś widziałam, w ten letni dzień, gdy wysiadały z powozu. Wiedziałam, że to daleka krewna pani na Czachticach i słyszałam, że nie cieszy się ona dobrą sławą. Krążyły opowieści o jej rozwiązłości, pijaństwie i paraniu się czarna magią. Siedziały teraz obie
przy kominku, chłonąc płynące z niego ciepło i blask. Przed nimi stał niewysoki stoliczek, a na nim kilka butelek wina w różnych odcieniach koloru szkarłatu. Starsza miała zaczerwienione policzki i szkliste oczy, a Księżna jedynie lekko zaróżowioną twarz. Obie wypoczywały w pozach świadczących o lekkiej i intymnej atmosferze, Elżbieta miała nawet uniesioną suknię i odsłaniania kształtne łydki. Ukłoniłyśmy się, spuściłam wzrok, nie podobał mi się widok ukochanej. Wyraźnie widać po niej było wpływ trunku, a w oczach błyszczały złowrogo dziwne błyski. Uśmiechała się unosząc górną wargę i odsłaniając zęby, przypominała wilczycę, była piękna, okrutna, dzika, godna pożądania, zarazem odpychająca.
- Zbliżcie się - rozkazała mi i blondwłosej dziewczynie.
- Moje dwa największe klejnociki - zwróciła się do swojej towarzyszki, a w jej głosie można było wyczuć drwinę i groźbę.
Tamta wstała, zatoczyła się lekko, roześmiała, jakby był to żart i podeszła do nas.
- Klejnociki...
Obmacywała nas wzrokiem. Miałam ochotę pchnąć ją i uciec, jednak stałam jak wrośnięta, jedynie zagryzając wargę. Kobieta zainteresowała się blondynką. Zaczęła głaskać tamtą po włosach i policzkach. Elżbieta również podniosła się z fotela i podeszła do nas. Poczułam ciepło bijące od niej, zapach wina i perfum. Stała długą chwilę wpatrując się we mnie.
- Ilono - szepnęła - moja słodka Ilono... Miłujesz mnie?
Nie mogłam odpowiedzieć, słowa nie przechodziły mi przez ściśnięte gardło, a łzy stanęły w oczach, skinęłam potakująco głową.
- Skoro miłujesz to zrozumiesz.
Cała sytuacja wydawała się dziwna i zatrważająca, czułam zbliżające się niebezpieczeństwo, ale też odbierałam czułość jaka napływała do mnie ze strony
Elżbiety. Starucha nadal pieściła dziewczynę, głaszcząc jej twarz, ramiona i szyję. Patrząc na to zbierało mi się na wymioty. Czy ja z moją ukochaną też
wyglądamy tak obrzydliwie gdy dotykamy się? Dziewczę już nie uśmiechało się promiennie, patrzyło okrągłymi oczyma na nas wszystkie doszukując się
odpowiedzi. Chciała coś powiedzieć i odwróciła się w stronę Księżnej, ta jednak uprzedziła ją i krzyknęła donośnie. Do sali wbiegli Dorota i karzeł Fritzko.
- Ta - wskazała na blondynkę Elżbieta i odwróciła się do mnie - milcz i bądź ze mną, albo spotka cię to samo.
Służący dopadli do dziewczyny, wykręcając jej ręce do tyłu i kneblując usta kawałkiem szmaty. Chciałam krzyczeć, ale Elżbieta zakryła mi ręką usta i wysyczała wprost do ucha
- Milcz. Milcz Ilono.
Podstarzała, pijana krewna Księżnej zaniosła się histerycznym śmiechem powtarzając
- Klejnociki, klejnociki...
Dziewczyna szarpała się przestraszona, ale nie miała szans w tej walce. Służący popychając ją, skierowali się w stronę tajemniczych drzwi, otworzyli je i wepchnąwszy, zniknęli w sąsiedniej komnacie. Starucha pobiegła za nimi chichocząc, Elżbieta chwyciła moją dłoń i pociągnęła za sobą. Weszłyśmy do pokoju, który mógłby uchodzić za przedsionek piekła. Jedynym normalnym sprzętem był stół stojący pod jedną ze ścian, na którym leżały różnego rodzaju szczypce, obcęgi, szpikulce, nożyce, brzytwy i wiele innych metalowych przedmiotów, których przeznaczenia nie śmiałabym nigdy się domyślać. Na środku pomieszczenia stała wielka kadź. Pokój tonął w obrzydliwym zapachu rozkładu, zbierało mi się od fetoru i widoku na wymioty. Elżbieta znów przysunęła się do mnie.
- Ilono, jeśli kiedykolwiek zdradzisz choćby jednym słówkiem o tym co tu zobaczysz, zabiję cię, przysięgam. Kocham cię, ale cię zabiję.
Służący zaczęli rozcinać nożycami ubranie na dziewczynie, zrywając je z niej. Ta wiła się, rozpaczliwie usiłując wydrzeć się z ich rąk. Zakneblowane szmatą usta tłumiły błagalne krzyki, z oczu tryskały łzy. Pierwszy raz widziałam, aby łzy nie spływały, a wydobywały się jak woda z fontanny. Spojrzenie miała utkwione w Elżbiecie, szukając ratunku, lub choćby odrobiny litości. Księżna odsunęła mnie i podeszła do nich. Blondynka była już zupełnie naga, ręce miała wykręcone do tyłu i związane, włosy zmierzwione, twarz mokrą i wykrzywioną, a piersi podskakiwały w rozpaczliwym tańcu, gdy wciąż uparcie próbowała się uwolnić. Karzeł z pomocą Doroty przeciągnął ją w stronę kadzi i wsadził do niej. Daremny opór dziewczyny, mężczyzna choć niewielkiego wzrostu dysponował ogromną siłą, a pomagająca mu służąca Dorota wyróżniała się wśród kobiet wzrostem, tuszą i odpowiednią do tego krzepą.
Stara krewna Księżnej wciąż chichotała, trzymając w ręku kielich z winem i popijając z niego co rusz.
- Klejnocik choć wyłuskany z oprawy wciąż lśni - słowa połączone z piskliwym śmiechem sprawiały, że uznałam ją za obłąkaną.
Elżbieta nawet nie spojrzała na staruchę, skinęła ręką w stronę Fritzla, a ten puścił na moment dziewczynę, pozostawiając ją w objęciach Doroty, podbiegł do stołu i przyniósł nóż. Pokazał go Księżnej i uniósł brwi w niemym zapytaniu, ta skinęła głową i spokojnie podeszła odbierając go od niego. Odwróciła się w stronę dziewczyny, skinęła na służących, aby ją unieruchomili. Służka chwyciła blondynkę od tyłu za włosy i pociągnęła mocno w dół, co spowodowało, że ta uniosła wysoko podbródek.
- Wybacz - powiedziała Elżbieta i szybkim ruch poderżnęła gardło ofiary.
Początkowo pokazała się tylko czerwona linia na szyi, chwilę później buchnęła z niej ciecz czerwoną falą. Nie wytrzymałam, zaczęłam krzyczeć. Mój wrzask zmieszał się z obłąkańczym śmiechem starej krewnej.
Dziewczyna w kadzi stała wciąż wyprostowana, a Elżbieta odrzuciwszy nóż, zanurzyła dłonie w spływającym, szkarłatnym płynie i poczęła wprost z nich go pić. Widok ten sprawił, że uciszyłam się i zdumiona wpatrywałam się w ukochaną chłepcącą krew jak wilczyca. Gdy skończyła dała znak służącym, podtrzymującym słabnącą dziewczynę. Kolana tamtej uginały się i wisiała już w ich ramionach. Dorota przejęła cały ciężar ciała, a karzeł podniósł porzucony nóż i zaczął raz po raz zanurzać go w ciele ofiary.Nacinał jej ręce, piersi, brzuch, uda. Krew wypływała wieloma stróżkami wprost do kadzi.
- Dopilnujcie, aby jak najwięcej... - rozkazała Księżna i ująwszy moją dłoń, pociągnęła mnie do drugiej komnaty.
Czułam lepkość na jej ręce, jednak dałam się prowadzić. Wyszłyśmy z tego nie przedsionka, a raczej czeluści piekielnych, odwróciła się do mnie,z zakrzepłą na ustach krwią dziewczyny, zbliżyła twarz do mojej i pocałowała namiętnie. Strach pokonał obrzydzenie, nie byłam w stanie jej odepchnąć, ani odmówić pocałunku.
- Pamiętaj Ilono, tylko będąc mi wierną i oddaną jesteś w pełni bezpieczna - powiedziała gdy oderwała wargi. - A teraz siedź tu i czekaj na mnie, pod żadnym pozorem nie zaglądając obok.
Siedziałam przy dogasającym kominku starając się nie słyszeć dźwięków dobiegających z drugiej komnaty. Czas mijał, ogarniało mnie otępienie i obojętność. Przed chwilą byłam świadkiem najbardziej plugawych rzeczy na świecie, morderstwa, picia krwi, zadawania ran niewinnej osobie. Uczestniczyłam w tym wszystkim, nie powiedziałam "nie", nie rzuciłam się z pomocą. Nawet teraz nie uciekłam stąd by powiadomić innych o straszliwej zbrodni, tylko siedziałam potulnie tak jak mi nakazano. Jestem zła, jestem występna, jestem potępiona na wieki, wraz z moją ukochaną.