Stałam za barem w mieścinie plugawej
służbę pełniłam z chochelką w dłoni
w duszy igrało wspomnienie historii łzawej
pot słoną strugą perlił się na skroni.
Pożarskie, gołąbki albo leniwe
Naleśnik z serem lub do wyboru - placki
Dania choć proste - bardzo treściwe
Bo to bar mleczny, a nie pijacki...
Mojego życia ów bar był treścią
Co dnia tam stałam - niczym bicz boży
Czasami tylko skrycie spod lady powieścią
upajałam się do tchu utraty, do pierwszej łzy...
Usiadłeś w rzędzie stolików pod ścianą
wahając się w wyborze dania
Wstałeś tak nagle! Miałeś wybraną
zupę. Z zaplecza ktoś krzyknął: Hania!
Hania? Alicja mnie mamuś dała!
Wrzasnęłam w odpowiedzi gromko
- Pani kochana, ta porcja mała,
a zupka cienka, można by ją słomką...
Chciałam zaprzeczyć, honorem unieść
ale spojrzałeś w mych oczu toń
i jedno mi tylko - pieść mnie, och pieść
albo swą głowę na pierś mą skłoń...
A ty? Skinąłeś dłonią z naprzeciwka
Rachunek uiszczając (po długim w kieszeni grzebaniu)
I nawet nie zostawiłeś mi napiwka!
Szubrawcze, łotrze, draniu!