Crisstimm

 
registro: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontos28mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 172
Último jogo

Bez paniki..........

Pobudzona wiosennym słońcem oraz rześkim powietrzem wpadłam radosna i zdyszana do domu.
- Zenuś! Zenek! Ty nie uwierzysz co się stało...
Odpowiedziała mi cisza.
- Zenek?
Jak to? Zenka nie ma w domu? A gdzież on może tak sobie sam chodzić? Nic przecież ze mną nie uzgadniał w sprawie dzisiejszych, popołudniowych godzin.
- Zenek! Natychmiast się ujawnij!
Wciąż cisza. Zajrzałam do kuchni, do łazienki, obeszłam wszystkie pokoje. Może leży pogrążony w drzemce na którejś z kanap? Nie, ani śladu męża. Czekaj, czekaj, a kiedy to ostatni raz go widziałam? Dzisiaj rano nie, bo wstałam na wpół śpiąca i nawet samej sobie nie przyjrzałam się wystarczająco w lustrze. Wczoraj wieczorem? Nie. Miał jechać na działkę, żeby przygotować domek do rozpoczęcia sezonu i uznawszy, że nie warto czekać na niego, położyłam się spać.
Jezuuuuuu.... zgubiłam męża? Straciłam Zenusia? Zostałam sama jak ten palec na bożym świecie?
Usiadłam na ulubionym fotelu mojego mężczyzny i pozwoliłam ponieść się fali rozpaczy.
Gdzie się on podział? Co on sobie wyobraża? Dlaczego opuścił mnie bez słowa pożegnania? Jak to możliwe? Czyżby zostawił mnie dla młodszej i atrakcyjniejszej? Oj, z tym drugim to chyba jednak za bardzo dałam ponieść się fali rozpaczy - miękkim ruchem poprawiłam falujące pukle - Jednakże, konkurencja nie śpi, choćby ta mała od Borowieckich z drugiego piętra. Kiedy to takie wyrosło i wybujało? Włosy zafarbowało sobie to to na kasztanowo, ubierać się to zaczęło w skóry i obcisłe legginsy. Kto wie, czy już od dawna nie polowała na klatce na mojego Zenusia, gdy ten na przykład schodził ze śmieciami albo po zakupy...
- Zenek, jak mogłeś mi to zrobić? - wyrwało mi się z przepojonej bólem piersi, a do głowy przyszedł mi bardziej internacjonalny odpowiednik dramatycznego pytania " e tu Zenuś contra me?".
Zaraz... a może to wcale to nie ona? W końcu, co jak co, ale znam swojego męża na wylot i dobrze wiem, że Zenon nie gustuje w wychudzonych, małoletnich rudzielcach. Może... może ktoś go porwał? Święci pańscy, jak nic siedzi ten mój biedny Zenek na betonowej podłodze, przetrzymywany w zimnej, wilgotnej piwnicy. Boże miłosierny, przecież on wilka dostanie! A już na pewno kataru. I kto niby będzie potem latał wkoło niego? No kto? Czy ci porywacze mają na tyle wyobraźni, żeby ogarnąć, co to znaczy niedomagający mąż? Czy ci oprawcy bez serca i sumienia zdają sobie sprawę ile to poświecenia trzeba, ile... ej no... ale w sumie po co ci porywacze mieliby uprowadzać Zenusia? Wszyscy w koło wiedzą, że nie tylko jestem niezwykle twarda i nieustępliwa w negocjacjach, ale też że... nie posiadam zbędnie przetrzymywanej gotówki. Lokuję ją... może niekoniecznie w wysoko oprocentowanych inwestycjach, ale za to zgodnie z tym co podpowiada mi mój praktyczny zmysł do interesów i... w każdym razie gotówki nie dam, bo nie mam. Nieeee, wersja z porwaniem stanowczo odpada.
To zapewne coś mniej drastycznego - tutaj na moment w mojej głowie pojawiła wizja poważnego wypadku, ale szybko odrzuciłam ją, jako zbyt straszną i zaburzającą ład wszechświata. Jednak taki mały wypadeczek mógł się przecież przydarzyć. Co jeśli Zenek złamał rękę, skręcił nogę w kostce albo... dostał nagłej amnezji i zapomniał kobietę swojego życia czyli mnie?
- Jezuuuuuuu słodki - jęk żałości wydobył się z mych ust. Zaniosłam się rozpaczliwym płaczem, który odbijał się głośno od milczących ścian mieszkania i powracał do moich uszu zwielokrotnionym echem.
- To przecież najstraszliwsza rzecz na świecie, jaka mogłaby spotkać mojego biednego męża... - łkałam.
Przez ten wstrząsający do granic wytrzymałości płacz, prawie nie usłyszałam dźwięku melodyjki telefonu, wydobywającego się z torebki. Spróbujcie no odnaleźć coś w torebce, gdy trzęsą się wam dłonie, oczy zalewają się łzami, a rozpacz rozdziera duszę na strzępki. Melodyjka grała i grała... Jest! Wydobyłam telefon na zewnątrz. Na jego pulpicie obok symbolu słuchawki wyświetlało się słowo "Zenuś".
Jest! To on! Żyje! Nie zapomniał mnie!!
Wcisnęłam przycisk z zieloną słuchaweczką i uradowana wykrzyknęłam:
- Zenek! Ty żyjesz!
- Taaaak? - spokojnie zdziwił się mój mąż - A krążyły już informacje, że jest inaczej? Czyżby twoja mamusia do ciebie dzwoniła?
- Zenuś, ty tu sobie nie kpij, jak gdyby nigdy nic, bo ja... Najważniejsze, że żyjesz, że nie uciekłeś do innej ani że cię nie porwano, no i że mnie nie zapomniałeś!
- Żabcia? Wszystko w porządku? Kochanie, co ty wygadujesz? Co ci znów do głowy przyszło? Przecież wiesz, że choć na świecie może się wszystko przydarzyć, to to ostatnie graniczy z niemożliwością i że nawet w połączeniu z pierwszym...
No tak... zaczyna się... Ja tu siwieję drastycznie z niepokoju, a mój mąż pozwala sobie na filozoficzne dywagacje.
- Zenon! - wrzasnęłam do telefonu, aby przerwać te nieszczęsne wywody i oznajmić mu to co najważniejsze.
- Gdzie jesteś? Gdzie byłeś przez cały ten czas?
- Jak to gdzie? Na naszej działce, przy cholernym domku letniskowym. Sama przecież kazałaś mi wziąć dwa dni urlopu i wysprzątać go przed majowym weekendem... A tu jak zwykle po zimie mnóstwo roboty, bo i terma na ciepłą wodę nie działa jak należy, podłoga w kuchni do odświeżenia, okna trzeba po zimie umyć, płot od strony drogi przechylił się i...
- Dobrze, już dobrze... - wyciszyłam wyliczankę męża - A nie siedzisz ty tam na zimnej podłodze? Nie? No to chwała Bogu... przecież wiesz Zenuś, jak szybko kataru dostajesz i co ja wtedy muszę... Nic, nic, nieważne co mam na myśli... ważne, że się odnalazłeś bez amnezji i towarzystwa rudego wampa...
Zenuś spokojnie dopowiedział ile jeszcze pozycji "do ogarnięcia" zostało w jego harmonogramie i poprosił, abym przygotowała mu dziś pożywną kolację. Natychmiast po zakończeniu rozmowy ochoczo wzięłam się do realizacji, wyszukując w pismach kobiecych odpowiednie pomysły. No proszę, jest - kanapka drwala. Jak znalazł odpowiednia na dzisiejszy okazję... A oprócz przepisu znalazłam jeszcze dwa ciekawe sposoby na ułożenie włosów w efektowne fale, bez użycia lokówki.
Swoją drogą - kompletnie nie pojmuję kobiet, które nie umieją zaufać swoim mężom...