Crisstimm

 
registro: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontos28mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 172
Último jogo

W obronie.....................

- Zenuś! - zaszlochałam, czujnie nasłuchując, kiedy mąż wróci do domu.
- Zenku? - zapłakałam ciut głośniej, bo nie usłyszałam adekwatnej do powagi sytuacji, reakcji z jego strony.
Siedziałam już dobrą godzinę przed telewizorem i oglądałam program ekologiczny "Żywa Ziemia".
Święci Pańscy czego to ja się z niego dowiedziałam? To straszne, karygodne, to woła o pomstę do błękitnego nieba! Rabunkowa eksploatacja zasobów naturalnych pozbawia ludzkość przyszłości, a miliardy niewinnych istnień może w każdej chwili zakończyć bytowanie, a wszystko to z racji tego, że sami sobie podcinamy gałąź drzewa natury. Dostałam gęsiej skórki i zawrotów głowy od nagromadzonej, przez tę godzinę, informacji. Bogu dziękować, że Zenuś już wrócił z pracy bo dłużej już nie wytrzymałabym osamotnienia w straszliwym, globalnym nieszczęściu!
- Zenon! - rozpacz przyprawiła mój głos o dziwną chrypkę.
Jezuuuu słodki... to się dzieje naprawdę, to się dzieje już, teraz! Moje struny głosowe jako pierwsze zareagowały na zanieczyszczenie świata? Co dalej? Co dalej z ludzkością? Co dalej z jedną z jednostek czyli ze mną? Co z moim głosem? A tu zapewne zaraz po jego utracie zaczną wypadać mi włosy, zakwasi się cera, zdegenerują paznokcie, zmutują kości, a mięśnie atrofizują*. Nastąpi ogólna degradacja organizmu, który przecież, każdy to wie, jest w kosmicznej symbiozie z Matką Ziemią.
Zakryłam twarz dłońmi i zaniosłam nieutulonym, dojmującym płaczem.
Płacz, płacz, pomyślałam, i ciesz się, że jeszcze go słychać.
Moje biedne prawnuki, łkałam, co ja mówię... przecież godne współczucia będą już moje wnuki, a może nawet dzieci. Nieszczęsna ja sama i nieszczęsny ukochany mój Zenuś. Zenuś?
- Zenek! - wrzasnęłam - Zenek, nie pozwól mi zginąć wskutek efektu cieplarnianego i wyczerpania zasobów naturalnych! Nie pozwól abym odeszła w niebyt i w nicość z powodu stepowienia!
- Co? - Mąż mój stanął jednocześnie w progu pokoju i na wysokości zadania, pojmując w lot w czym rzecz. - Jakież znowu stepowienie Żabcia?
- Jakie, jakie? Pierwszy raz słyszysz to słowo?
- Nie no, znam, ale nie widzę żadnej przyczyny jego użycia w tracie rozpaczliwego płaczu mojej żony.
- Jest wiele przyczyn mojej rozpaczy, choćby... choćby właśnie owo postępujące stepowienie skóry z racji wysuszenia włókien kolagenowych przez promieniowanie ultrafioletowe.
- Żabcia jak Boga kocham nic z tego nie rozumiem.
- No właśnie! Ty jak zwykle nic nie rozumiesz, podobnie jak prawie cała reszta świata. Nieliczni ogarniają rozmiar problemu i to jest właśnie dramat na skalę kosmiczną. Przez takich jak ty mamy zanieczyszczenie antropogeniczne, efekt cieplarniany, kwaśne deszcze i dziurę ozonową. Dziura ozonowa... o Jezu słodki! Freon! Aerozole!
Dotarło właśnie do mnie, że czasami ja również nieświadomym działaniem, przyczyniałam się do przybliżania końca świata. Wstałam i jak szalona popędziłam do łazienki wyrzucić wszystkie dezodoranty. Mąż podreptał za mną i w milczeniu patrzył na moje poczynania.
Lakier, pianka do włosów - co prawda nie w aerozolu, ale lepiej dmuchać na zimne, mój dezodorant, Zenka antyperspirant - wszystko to lądowało w koszu na śmieci.
- Kochanie - Zenek w końcu się odezwał - rozumiem, że musiało się zdarzyć coś, co skłoniło cię do przyjęcia postawy wojującego ekologa, ale proszę, zostaw ten antyperspirant, ratuje mi skórę i to dosłownie, każdego dnia.
- Oszalałeś? Czy ty nie zdajesz sobie sprawy jaką krzywdę czynisz matce naturze swoją niefrasobliwą postawą? Fale upałów, susze, huragany, trąby powietrzne, gradobicia i mnóstwo innych zjawisk ekstremalnych rodzi się właśnie w takich łazienkach jak nasza.
- Co?
- Mało ci?
- Nie Żaba, nie... ale... kochanie, przecież problem dziury ozonowej mamy już od wielu lat i pewnie jeszcze wiele będziemy mieli, choć gdzieś tam czytałem, że największe jej rozmiary za nami.
- Skąd ja wiedziałam, że coś takiego mi powiesz? No skąd? - Gorycz w moim głosie była tak silna, że zabiła nieekologiczną chrypkę.
- Pocieszasz się jedną jaskółką, co to wiosny nie czyni i zasłaniasz oczy jak jedna z trzech małp, aby nie dostrzec istoty zagadnienia, a tymczasem efekt cieplarniany notorycznie i długofalowo zmienia nam klimat.
- Żabcia, nie chcę się z tobą sprzeczać, choć skądinąd słyszałem, że gazy cieplarniane emitowane wskutek działalności człowieka mają znikome znaczenie w kształtowaniu globalnej temperatury powietrza... I nie żebym miał coś przeciwko twojej trosce o naszą planetę, jednak proszę cię, nie rób tego tak... drastycznie.

Święci Pańscy, jaki ten mój mąż beztroski i jak lekkomyślnie szasta bogactwem pokoleń, również tych przyszłych. No tak, to tylko uzmysławia mi, że muszę w dwójnasób ratować świat, tak aby móc spojrzeć prawnukom prosto w oczy, również za męża.

Wymaszerowałam z łazienki z podniesioną głową i sucho zarządziłam:
- Od dziś Zenuś ja będę odpowiedzialna za system ekonomiczny naszego gospodarstwa domowego i oświadczam, że postaram się ze wszelkich sił i dokładając szczególnej staranności, abyśmy żyli ekologicznie, biodegradowalnie i zgodnie z harmonogramem natury. Zaczniemy, Zenuś, od zdrowego odżywiania się. Wracając z pracy, mijam po drodze sklepik z naturalną żywnością i mam zamiar natychmiast zrobić w nim solidne zaopatrzenie.
- Proszę bardzo, ale to zdaje się dobry kawał drogi od naszego mieszkania.
- No i co z tego? Jestem nieustępliwa jeśli chodzi o priorytety i zapowiadam, że od dziś przechodzimy na organiczne produkty wytwarzane zgodnie z prawami natury w gospodarstwach znajdujących się w niezanieczyszczonym środowisku i stosujących metody ekologiczne, dzięki którym zachowamy harmonię z przyrodą.
- Świetnie - mąż skwitował z uśmiechem moją przemowę - idę do piwnicy.
- Do piwnicy, po co, mamy tam jakieś zapasy dezodorantów?
- Nie Żabciu, po rowery. Chyba nie wyobrażasz sobie, że po te rarytasy ekologiczne pojedziemy ohydnym wynalazkiem techniki emitującym dwutlenek węgla... nie licząc ołowiu i siarki?

* Wszelkie neologizmy są autorstwa Żabci i to ona ponosi za nie odpowiedzialność moralno-literacką.