Crisstimm

 
registro: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontos28mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 172
Último jogo

Przeciwko jesieni...............

Za oknem jesienny deszcz uderzał miarowo w szybę, jednocześnie drążąc olbrzymimi kroplami głęboką wyrwę rozpaczy w mojej zbolałej do cna duszy.
- Zenuś - jęknęłam, starając się zawrzeć w okrzyku niezwykle skomplikowany proces zespołu depresyjnego, jaki właśnie mnie dopadł.
- Tak Żabcia? - mąż wpatrzony w serial o dzielnym policyjnym psie, absolutnie nie umiał się poznać na zawartej w przekazie ustnym, rozdzierającej jesiennej chandrze.
- Wiesz Zenku, pomyślałam, że taki rok... No rok, jako ojciec dwunastu dzieci, to jedne z nich powinien odwiedzać co miesiąc, a niektóre omijać szerokim łukiem.
- Taaa - usłyszałam w odpowiedzi.
Nie no, Święci Pańscy, jęknęłam w duchu (nawet to robiłam bez przekonania i odpowiedniej energii), nie doczekam się ze strony tego troglodyty, adekwatnego do powagi sytuacji odzewu. I znów kolejny raz trzeba będzie samotnie zmierzyć się z potęgą natury i nieuchronnością boga Chronosa.
Co robić? Co robić, żeby nie dać się następnej jesieni w życiu?
Może powziąć jakieś postanowienie i zacząć je natychmiast wprowadzać w czyn? Dobre nawet. To może na początek... odchudzanie! Tak odchudzę się jak ta lala i zakasuję Baśkę z księgowości, co to niby przez lato osiem kilo zrzuciła, a przecież gołym okiem widać, że kit wciska i najwyżej cztery schudła.
Poderwałam się, aby zrobić przysiady, przynajmniej setkę albo osiemdziesiąt. I nagle, strzeliło mi coś w kolanie. Jezuuuu, o mały włos zapomniałabym przed czym tak dobitnie ostrzegają fachowcy i znający się w temacie ludzie - przez sport do kalectwa. Nie, jak tak się zastanowić, to w sumie jestem zadowolona ze swojej figury, a krągłości kobiece to Zenuś lubi i czasem pomrukuje w chwilach małżeńskiej intymności, że mogłabym tu i ówdzie jeszcze przybrać. Nieeee, z moimi kilogramami wszystko w porządku.
Usiadłam i spojrzałam na męża, wciąż oglądającego w telewizji jakiś pościg policyjny. Nawet nie zauważył incydentu, przez który omal nie uległabym wypadkowi o daleko idących skutkach. Jak można być tak bezdusznym i krótkowzrocznym? Miałam ochotę wrzasnąć mu do ucha to pytanie, na znak protestu przeciwko obojętności i znieczulicy, jednak dzięki hartowi ducha i niezłomnemu charakterowi powściągnęłam nabrzmiewające we mnie złe emocje. Wzięłam głęboki oddech i zgodnie z doskonale mi znaną filozofią wchodu wyśpiewałam mantrę "OM" wsłuchując się w wydźwięk wibracji słowa. Poczułam większe wewnętrzne drżenie ciała i w tej samej chwili zapaliły się we mnie różnokolorowe światła, a nawet wydało mi się, że zaznałam muśnięcia nirwany.
- Ommm...
Jednak po chwili robak depresji jesiennej wrócił i ponownie zaczął toczyć moje pokłady wrażliwości, subtelności i emocjonalności.
No skoro nie wypaliło zaangażowanie się w realizację postanowienia, a mantra "OM" nie chciała współbrzmieć zbyt długo w duszy, to czym zająć się to jesienne, deszczowe popołudnie ?
Może tak... pogaduszki z przyjaciółką? Tak! Natychmiast zatelefonuję do... Jadzi? E nie, wyjechała przecież do Niemiec dorabiać się mieszkania w apartamentowcu. No to do Arlety? Oj, przecież dopiero co wyszła za mąż - musiałabym być pozbawiona wrodzonego mi taktu, żeby zawracać jej głowę w takim momencie. Kasia? Nie... pokłóciłam się z nią o to, który przepis na zupę dyniową jest lepszy - jej mamusi czy... mojego Zenka. Bożenka? Ona nawet nie obejmie myślami słowa "depresja". Anka? O nie! Do tej zołzy za nic! Nawet gdyby chandra chwyciła mnie za gardło i potrząsała jak malaria Stasiem i i Nel.
Kiedy przeszukałam w myślach wszystkie znajomości doszłam do wniosku, że jedyną przyjaciółką, z którą chciałabym podzielić się swoją niedyspozycją jesienną jest.... Zenuś.
Tylko, że on siedział pochłonięty akcją, w której główną rolę gra kudłaty owczarek niemiecki.
Westchnęłam. Jako rozsądna kobieta dawno już pogodziłam się z faktem, że męskie zachowania pozostają daleko poza przyswajalną percepcją humanistyczną . Ważniejsze jednak w tej sytuacji jest pytanie - co mi samej, jak ten palec na bożym świecie, pozostało czynić?
Znów opuściłam głowę, przymknęłam oczy i otoczyłam się murem skupienia i ponownie, w niezawodny sposób, udało mi się dotrzeć do istoty zagadnienia. Mam! To proste! Posiadam przecież niezwykłą liczbę rewelacyjnych pasji twórczych. Jedyne co muszę zrobić, to podjąć decyzję, której z nich dać szansę i pozwolić rozwinąć skrzydła, by wzbić się ponad aspera ad astra? Przez chwilę rozważałam, wybierałam, odrzucałam i...
- Zenek? - zapytałam ze stoickim spokojem.
- Tak Żabciu?
Czy ja już tego kiedyś nie słyszałam, zadałam sobie pytanie w duchu. Jednak lojalność wobec męża zwyciężyła z wrodzonym, ciętym sarkazmem i zapytałam go jak gdyby nigdy nic.
- Zenuś, czy to prawda, że najpiękniejsze dzieła powstają z cierpienia duszy?
- Taaaa... - na ekranie główny bohater szarpał za nogawkę złego przestępcę i mój mąż całą duszą mu asystował.

Pobłażliwie pokiwałam głową, pełna wyrozumiałości dla niższych instynktów ludzkich.
W takim razie, nie pozostaje mi nic innego, jak uczynić, co nakazuje wewnętrzne alter ego.
Zagłębiłam się w twórczej pasji po czubek głowy i dopiero Zenek wyprowadził mnie z transu potrząsając energicznie za ramię.
- Żabcia co z kolacją?
Popatrzyłam mu w oczy na wpół przytomnie, deklamując prawie z pamięci (trochę podpierałam się kartką z zapiskami):

O wietrze zrodzony z łona matki jesieni!
Chłodzie wstający wraz dżdżystym porankiem!
Kasztanie, liściu - jakże pięknie zabarwieni
zostaliście, złoto-czerwonym malunkiem.

Klucz ptaków oddala się unosząc
moje radości i letnie uniesienia.
A wrzos fioletem się panosząc
składa Dojrzałej Pani dowody uwielbienia.

I znów rok z zadyszką dobiec chce do mety
by dodać nam do metryk kolejne lata
W portretach ludzkich z barw palety
w ciemniejących tonach zdobi nas dorosła szata.

- Wróciłam Zenuś - wykrzyknęłam - wróciłam! Odnalazłam się w objęciach poezji ! A wiesz kto mnie ponownie w nie wepchnął?
- Kto? - Zenek nie krył zdziwienia.
- Jesień, ty i owczarek niemiecki.