Crisstimm

 
registro: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontos28mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 172
Último jogo

Najlepszy tatuś na świecie

Zmęczona opowieściami z historii ludzkości, sięgnęłam do prostszej na pozór, problematyki świata zwierząt. Wzięłam pod lupę rodzicielstwo, a dokładniej rzecz biorąc bycie tatusiem.
O obowiązkach ojcowskich wielu mężczyzn mogłoby opowiadać godzinami, jedni z pozytywnym nastawieniem, inni ze skrzywieniem ust. Wielu z nich zboczyłoby niechybnie z tematu obowiązków, na przywileje, jakie z tego powodu doświadczają. A wielu bijąc się w piersi zaręczałoby, że są najlepszymi tatusiami na świecie. Czyżby? Przez chwilę pozwolę, by poprzez moje usta, lub raczej pióro (no dobrze - klawiaturę) wypowiedzieli się najlepsi tatusiowie świata.

KONIK MORSKI Hippocampus zwany Pławikonikiem

Panowie, kobiety to potwory! Pływam sobie spokojnie, od czasu do czasu kamuflując się, poprzez zmianę kolorku czy fryzurki. Nie, nie po to, aby uniknąć odpowiedzialności za imprezkę z zeszłego tygodnia, czy też skryć się przed jedną czy drugą kobyłką. Zaręczam, że robię to wyłącznie, aby lepiej zintegrować się otoczeniem. Pływam więc sobie spacerkiem, dostojnie, od czasu do czasu potrząsając grzywą i... bach. Nie wiadomo skąd zjawia się przy mnie jedna taka paniusia, zapędza w kozi róg, sprawnie owija wokół mnie, uniemożliwiając ucieczkę, bez ceregieli i gry wstępnej specjalnym pokładełkiem składa jaja do mojej torby, daje całusa i... odpływa. Rany! Jak ja się czuję?! A jak mam się czuć? Gwałci mnie taka, zapładnia, a potem to ani telefonu, ani listu czy głupiego maila i szukaj fali w morzu... Feministki, pfuj! Co robić panowie? Zostaję sam z brzuchem, robiąc się coraz grubszy i mniej atrakcyjny i tylko wspomnienie, tej jednej chwili sam na sam z mamusią, ogrzewa moje nadwyrężone ego, do dnia porodu. Doszukuję się potem podobieństwa do tej czy innej... Nie, nie żebym się żalił. Wieść niesie, że samce babki mają jeszcze bardziej przerąbane. Gdy przychodzi odpowiednia pora babeczka babka wygrzebuje w piasku głęboką jamkę, składa jajka, przywabia mężusia, ten robi co do niego należy, a gdy to zrobi, ta podstępna zdzira zasypuje wyjście i odpływa. No i zostaje bidulek z dzieciakami, wachluje je ogonkiem, chucha, dmucha, gdy ta sobie ucztuje, zażera wodorostami, a kto wie czy nie planktonem i nie wiadomo co, jeszcze wyczynia. Dopiero po sześciu dniach uwalnia go, pozwoli się najeść i... znów zapędza do następnej ciemnicy. Nieee, panowie, ja to jednak mam cudowne życie. I co najważniejsze dzieciaki zawsze wiedzą do kogo mówić: tatuś.


MARMOZETA LWIA, TAMARYNA Leontideus rosalia
Ja to generalnie nie narzekam, dobrze jest jak jest. Fakt, że u nas w stadzie zawsze rządzi jedna z bab, ale co tam, bo komu chciałoby się wchodzić z nią w sprzeczki, na tematy typu: banany czy orzechy. Zresztą ona jak wszystkie białogłowy, jakie znam, jest wspaniała i już. Co z tego że niektórzy krzywiąc się, cedzą przez zęby: małpa jedna. Swoją kobitkę wybieram raz, a dobrze. Oj, taka żoneczka to skarb. Ugotować, to może nie ugotuje, ale podzieli się co lepszym kąskiem i kawałkiem legowiska. I gdy przychodzi na świat owoc naszej cudownej miłości i zjednoczenia ciał (cholera wie dlaczego natura na ogół obdarza nas bliźniakami) już na trzeci, góra czwarty, piąty dzień po porodzie odciążam ukochaną i zastępuję w obowiązkach rodzicielskich. Czyszczę, głaszczę, iskam nasze maleńkie cudeńka, a żonka ma czas na odzyskanie figury i urody. I tylko od czasu do czasu krzyczy do mnie: "pora na karmienie", wtedy w podskokach zanoszę je jej, podaję i z czułością przyglądam się scenie pełnej uroku macierzyństwa, by po chwili (zanim znów zacznie krzyczeć) zabrać. Uwijam się na pełnych obrotach, głównie by zadowolić żonusię, przecież biedaczka ma tak mało radości. I powiem wam, żyjemy długo i szczęśliwie i żadna małpa nie psuje nam idylli. Dochodzą mnie wieści, że w ogrodach zoologicznych, gdzie odseparowano samców od matki i potomstwa, maleństwa umierały z powodu zaniedbania. No i po im to było? Przecież wiadomo, że trzeba podjąć męską decyzję, zakasać rękawy i odchować małpeczki. A, że czasem bywam zmęczony i odrobinę wyprany z sił...

ŻABA DARWINA Rhinoderma darwini
Precz ze stereotypami! Że co, że żaby to oślizgłe i bez uczuć osobniki? Że taki żab to macho i rechotać bez opamiętania tylko umie? Że oślizgły i zielono ma w głowie? Otóż nie, panowie. Gdy koleżanka-małżonka złoży jaja, tak na oko ze dwadzieścia, trzydzieści, ja nie spuszczam ich z oka, czekając aż uformują się z nich zgrabne kijaneczki. Dwa tygodnie waruję jak pies, na krok nie odstępując, a po tym czasie... połykam. Dzieciątka nie trafiają jednak do żołądka, ale do worków głosowych. Rozwijają się tam, a grzbietowa powierzchnia ich ciałek zrasta się ze ścianą rezonatora, aby odżywiać się poprzez mój organizm i za pośrednictwem włosowatych naczyń krwionośnych. No cóż, jedyna niedogodność to ta, że obowiązuje mnie wtedy ścisła dieta (no i że głupio by wtedy uganiać się za jakąś inną żabcią, gdy dzieciaki "pod bokiem"), do czasu aż kijanki przeistaczają w małe żabki. Za to gdybyście widzieli jak te spryciule wyskakują tacie z pyska i idą własną drogą. Pomacham im na pożegnanie i odchrząknę, bo wbrew faktom, coś mi jeszcze w gardle siedzi.



Sami panowie widzicie, niełatwo przeskoczyć poświęcenie tych tatusiów. Jednak , obojętnie czy ojcowska troska o potomstwo przyjmie taką czy inną formę, jedno w tym świecie jest wspólne: samice lubią troskliwych samców, a samce lubią (no chyba że akurat nie lubią) samice, a z tego wiadomo co wynika. I tak zatoczyliśmy koło.