Kolejka przed sklepem goblina Innocentego jako żywo przypominała węża
Uroborosa; długa, zakręcona i na pierwszy rzut oka widać, iż mogłaby,
równie świetnie jak on, symbolizować nieskończoność. Na samym jej
początku stał stary krasnolud Wegecjusz Osławiony i w dobrym,
oldskulowym stylu podrywał niewiele młodszą driadę z pobliskiego lasu.
Chichot leciwego dziewczęcia wdzierał się przeraźliwym piskiem w mózgi
reszty kolejkowiczów, wprawiając co niektórych w swoisty rodzaj transu.
Nieco dalej stadko młodych rusałek zamiast pilnować swego miejsca w
szeregu, tańcowało trzymając się za ręce i rzucając spojrzenia na
pozostałych, sprawdzając czy, aby czynią należyte na nich wrażenie.
Trzeba przyznać, że czyniły. Szczególnie na młodym goblinie, który
zastygł w pozie trudnej do uchwycenia, nawet dla wytrawnego kubisty.
Poniżej jego ust pojawiła się spływająca obficie i beztrosko strużka
śliny. Stojący tuż obok bagiennik wlepił w tańcujące panny swe zielone i
wyłupiaste oczy i mamrocząc coś niezrozumiałego, co być może w jego
języku oznaczało wyrażenie podziwu, a być może wcale nie, międlił w
błoniastych dłoniach ekologiczną siatkę z wodorostów. Jedynie Leśna Baba, o imieniu Hawra, złorzeczyła i gniewnie pochrząkiwała pod nosem. Jednak, odkąd sięgać pamięcią, czyniła tak codziennie i we wszelakich okolicznościach i to całkiem bezinteresownie, więc na nikim nie robiło to wrażenia.
Grimbald Wspaniały z westchnieniem stanął na końcu ogonka i dla przypomnienia wyjął listę zakupów sporządzoną przez Grimbaldową.
"Tuzin jajek przepiórczych, kostka bawolego smalcu, pasta do zębów z utartych diamentów (ekstrawagancja!) kilo pytlowanej mąki i wiązka chabrów z pierwszego pokłosia."
Po kiego licha te chabry, zdziwił się krasnolud w duchu, ale nie za nadto, bowiem przyzwyczajony był do nietypowych zachcianek żony.
- Czołem Grimbaldzie - z zadumy wyrwał go głos kolegi z pracy, Mardyma Okołokrężnego.
- Czołem - wystękał Grimbald.
- Psia
jucha i koci pęcherz z tymi kolejkami - jak to mówią! Nawet, gdy taki
porządny krasnolud jak ja czy ty, chce się jak należy napić piwa pod
sklepem musi wystać tyle, że słup soli kamiennej z pierwszego urobku nie
dałby rady!
- Święte słowa.
W kolejce coś jednak drgnęło i nawet
rusałki zaprzestały na moment pląsań i wzrokowych obmacywań co
przystojniejszych przedstawicieli obojga płci.
Leśna Baba wycharczała:
- A żeby ich tak jasny chrrr.... i trzy pozostałe z piwnicy wrrr...
- Słyszałeś, że Razybud w konkury uderzył?
Grimbald poczuł jak spinają mu się uszy i pośladki ze zdenerwowania.
- Ano, coś tam doszło do mnie.
- A tak, tak... we wsi aż huczy i chodzą już zakłady, czy odpalony będzie czy przyjęty.
- I na co stawisz?
-
Że przyjęty. Paupella Niezdobyta już spory kawał czasu niezdobyta i
jeszcze roczek lub dwa, a może nawet tylko miesiączek i nikomu nie
będzie chciało się jej zdobywać. Trza umić wyczuć dobry moment
koniunktury i wpasować się jak harcerz między dwie druhny - jak to
mówią.
Uszy i pośladki Grimbalda jeszcze mocniej się spięły i dołączyło do nich drżenie rąk.
- Obyś koślawy chodził trzy niedziele i... wrrr niczym twoja starsza siostra - Leśna Baba wyraziła na głos, dokładnie to, co miał na myśli.
- Razybud pokurcz i gołodupiec, Paupellę stać na lepszego.
- O! - zdziwił się Mardym - A niby na kogo? Zresztą pokaż mi krasnoluda co pokurczem nie jest - zarechotał.
-
"Pokurcz i gołodupiec" rzekłem - odpowiedział z godnością Grimbald -
każdemu może się, od czasu do czasu, zdarzyć być jednym czy drugim, ale
dwa do kupy i masz Razybuda.
- No, aż taki gołodupiec z niego nie
jest. Zaradny krasnal i mamcię dobrze ustawioną ma. Wiadomo, swego czasu
prowadziła wyszynk trzeciej kategorii, uznanej marki i renomy, a i
dzisiaj jej rentką nie sposób pogardzić - wicie kamracie, stały dochód
- jak to mówią.
Grimbald Wspaniały nagle poczuł, że jego
wspaniałość doskonale wyraża się w majestatycznym milczeniu. Mardym
Okołokrężny być może nie był tak gruboskórny jak o nim mówiono i wyczuł
ową wspaniałość bo zamilkł na chwilę, a potem zmienił temat i
ugrzecznionym głosem zapytał:
- A co tam u szanownej małżonki, Grimbaldzie?
- Podziękować... zdrowa.
- Wrrr i niech im piszczele pokrzywi na trzy lata - Hawra znów znamienicie wpasowała się ze swoją repliką wymruczaną pod nosem.
-
Oj tak, tak.. zda się być okazem zdrowia ta wasza kobita, kamracie.
Ostatnio, jakeśmy z żoneczką spacerowali, to uwidzieliśmy ją w parku,
jak w twarzowym dresiku, jakoweś cudaczne ćwiczenia robiła. Moja to
podziwu wyjść nie mogła, jaką to dzielną pionierką, ta wasza Grimbaldowa.
Grimbald
poczuł, że rumieni się ze wstydu, ale znów z pomocą przyszła mu jego
wspaniałość i nakazała majestatycznie i hieratycznie milczeć.
Sytuację
rozładowały rusałki, które wyszedłszy ze sklepu, odłożyły zakupy na
bok, znów poczęły pląsać i obmacywać spojrzeniami. Jedno z nich
przypadkowo padło na Mardyma, który aż zachłysnął się z zaskoczenia i
upojenia, ale spojrzenie szybko wycofało się podkulając ogon.
Grimald
ruszył do przodu, bowiem prawie przyszła kolej na niego przy ladzie,
jeszcze tylko Baba Leśna kończyła wyliczankę swoich potrzeb
konsumenckich:
- I wiązkę chabrów, chrrrr... z pierwszego pokłosia i
dobrze ususzoną... niczym skalp królowej solariów, a nie żadne tam
badziewie pfff.
- A na co to? - nie wytrzymał Grimbald.
Hawra odwróciła się w jego stronę i wbiła spojrzenie swoich wyblakło-chabrowych oczu.
-
Stary krasnal a pytanie zadaje niczym nieopierzony krasnoludzik,
bleee... Dyć wszyscy wiedzą, że wysuszone chabry na wywar płodności
przydatne.
Wyraz twarzy Grimbalda musiał chyba wszem i wobec oznajmić
wielki wstrząs duszy, bo Hawra opacznie go zinterpretowawszy zapewniła;
- Dyć nie dla mnie... wrrr...
Mardym zachichotał, szturchając łokciem Grimbalda.
-
Co tam kamracie, na waszej liście zakupów przecie taka pozycja
widnieje. No, prędzej gromu z nieba się spodziejesz niż tego co żona
zgotuje - jak to mówią - chrząknął znacząco.
Grimbald Wspaniały milcząco wyszedł z kolejki, ignorując chichoty Mardyma Okołokrężnego.
Zbyt wiele na grzbiet jednego krasnala, nawet tak wspaniałego. Zbyt wiele.
- I wrrr.... posucha niech dotknie członki jego wszelakie - doszła go z oddali riposta Hawry.
Święte słowa, pomyślał - tyle, że nie wszelakie i nie... W każdym razie...jakoś tak selektywnie.
Crisstimm
São Paulo
registro:
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Último jogo