Crisstimm

 
registro: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontos28mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 172
Último jogo

Grimbald Wspaniały i majestatyczne milczenie

Kolejka przed sklepem goblina Innocentego jako żywo przypominała węża Uroborosa; długa, zakręcona i na pierwszy rzut oka widać, iż mogłaby, równie świetnie jak on, symbolizować nieskończoność. Na samym jej początku stał stary krasnolud Wegecjusz Osławiony i w dobrym, oldskulowym stylu podrywał niewiele młodszą driadę z pobliskiego lasu. Chichot leciwego dziewczęcia wdzierał się przeraźliwym piskiem w mózgi reszty kolejkowiczów, wprawiając co niektórych w swoisty rodzaj transu. Nieco dalej stadko młodych rusałek zamiast pilnować swego miejsca w szeregu, tańcowało trzymając się za ręce i rzucając spojrzenia na pozostałych, sprawdzając czy, aby czynią należyte na nich wrażenie. Trzeba przyznać, że czyniły. Szczególnie na młodym goblinie, który zastygł w pozie trudnej do uchwycenia, nawet dla wytrawnego kubisty. Poniżej jego ust pojawiła się spływająca obficie i beztrosko strużka śliny. Stojący tuż obok bagiennik wlepił w tańcujące panny swe zielone i wyłupiaste oczy i mamrocząc coś niezrozumiałego, co być może w jego języku oznaczało wyrażenie podziwu, a być może wcale nie, międlił w błoniastych dłoniach ekologiczną siatkę z wodorostów. Jedynie Leśna Baba, o imieniu Hawra, złorzeczyła i gniewnie pochrząkiwała pod nosem. Jednak, odkąd sięgać pamięcią, czyniła tak codziennie i we wszelakich okolicznościach i to całkiem bezinteresownie, więc na nikim nie robiło to wrażenia.
Grimbald Wspaniały z westchnieniem stanął na końcu ogonka i dla przypomnienia wyjął listę zakupów sporządzoną przez Grimbaldową.
"Tuzin jajek przepiórczych, kostka bawolego smalcu, pasta do zębów z utartych diamentów (ekstrawagancja!) kilo pytlowanej mąki i wiązka chabrów z pierwszego pokłosia."
Po kiego licha te chabry, zdziwił się krasnolud w duchu, ale nie za nadto, bowiem przyzwyczajony był do nietypowych zachcianek żony.
- Czołem Grimbaldzie - z zadumy wyrwał go głos kolegi z pracy, Mardyma Okołokrężnego.
- Czołem - wystękał Grimbald.
- Psia jucha i koci pęcherz z tymi kolejkami - jak to mówią! Nawet, gdy taki porządny krasnolud jak ja czy ty, chce się jak należy napić piwa pod sklepem musi wystać tyle, że słup soli kamiennej z pierwszego urobku nie dałby rady!
- Święte słowa.
W kolejce coś jednak drgnęło i nawet rusałki zaprzestały na moment pląsań i wzrokowych obmacywań co przystojniejszych przedstawicieli obojga płci.
Leśna Baba wycharczała:
- A żeby ich tak jasny chrrr.... i trzy pozostałe z piwnicy wrrr...
- Słyszałeś, że Razybud w konkury uderzył?
Grimbald poczuł jak spinają mu się uszy i pośladki ze zdenerwowania.
- Ano, coś tam doszło do mnie.
- A tak, tak... we wsi aż huczy i chodzą już zakłady, czy odpalony będzie czy przyjęty.
- I na co stawisz?
- Że przyjęty. Paupella Niezdobyta już spory kawał czasu niezdobyta i jeszcze roczek lub dwa, a może nawet tylko miesiączek i nikomu nie będzie chciało się jej zdobywać. Trza umić wyczuć dobry moment koniunktury i wpasować się jak harcerz między dwie druhny - jak to mówią.
Uszy i pośladki Grimbalda jeszcze mocniej się spięły i dołączyło do nich drżenie rąk.
- Obyś koślawy chodził trzy niedziele i... wrrr niczym twoja starsza siostra - Leśna Baba wyraziła na głos, dokładnie to, co miał na myśli.
- Razybud pokurcz i gołodupiec, Paupellę stać na lepszego.
- O! - zdziwił się Mardym - A niby na kogo? Zresztą pokaż mi krasnoluda co pokurczem nie jest - zarechotał.
- "Pokurcz i gołodupiec" rzekłem - odpowiedział z godnością Grimbald - każdemu może się, od czasu do czasu, zdarzyć być jednym czy drugim, ale dwa do kupy i masz Razybuda.
- No, aż taki gołodupiec z niego nie jest. Zaradny krasnal i mamcię dobrze ustawioną ma. Wiadomo, swego czasu prowadziła wyszynk trzeciej kategorii, uznanej marki i renomy, a i dzisiaj jej rentką nie sposób pogardzić - wicie kamracie, stały dochód - jak to mówią.
Grimbald Wspaniały nagle poczuł, że jego wspaniałość doskonale wyraża się w majestatycznym milczeniu. Mardym Okołokrężny być może nie był tak gruboskórny jak o nim mówiono i wyczuł ową wspaniałość bo zamilkł na chwilę, a potem zmienił temat i ugrzecznionym głosem zapytał:
- A co tam u szanownej małżonki, Grimbaldzie?
- Podziękować... zdrowa.
- Wrrr i niech im piszczele pokrzywi na trzy lata - Hawra znów znamienicie wpasowała się ze swoją repliką wymruczaną pod nosem.
- Oj tak, tak.. zda się być okazem zdrowia ta wasza kobita, kamracie. Ostatnio, jakeśmy z żoneczką spacerowali, to uwidzieliśmy ją w parku, jak w twarzowym dresiku, jakoweś cudaczne ćwiczenia robiła. Moja to podziwu wyjść nie mogła, jaką to dzielną pionierką, ta wasza Grimbaldowa.
Grimbald poczuł, że rumieni się ze wstydu, ale znów z pomocą przyszła mu jego wspaniałość i nakazała majestatycznie i hieratycznie milczeć.
Sytuację rozładowały rusałki, które wyszedłszy ze sklepu, odłożyły zakupy na bok, znów poczęły pląsać i obmacywać spojrzeniami. Jedno z nich przypadkowo padło na Mardyma, który aż zachłysnął się z zaskoczenia i upojenia, ale spojrzenie szybko wycofało się podkulając ogon.
Grimald ruszył do przodu, bowiem prawie przyszła kolej na niego przy ladzie, jeszcze tylko Baba Leśna kończyła wyliczankę swoich potrzeb konsumenckich:
- I wiązkę chabrów, chrrrr... z pierwszego pokłosia i dobrze ususzoną... niczym skalp królowej solariów, a nie żadne tam badziewie pfff.
- A na co to? - nie wytrzymał Grimbald.
Hawra odwróciła się w jego stronę i wbiła spojrzenie swoich wyblakło-chabrowych oczu.
- Stary krasnal a pytanie zadaje niczym nieopierzony krasnoludzik, bleee... Dyć wszyscy wiedzą, że wysuszone chabry na wywar płodności przydatne.
Wyraz twarzy Grimbalda musiał chyba wszem i wobec oznajmić wielki wstrząs duszy, bo Hawra opacznie go zinterpretowawszy zapewniła;
- Dyć nie dla mnie... wrrr...
Mardym zachichotał, szturchając łokciem Grimbalda.
- Co tam kamracie, na waszej liście zakupów przecie taka pozycja widnieje. No, prędzej gromu z nieba się spodziejesz niż tego co żona zgotuje - jak to mówią - chrząknął znacząco.
Grimbald Wspaniały milcząco wyszedł z kolejki, ignorując chichoty Mardyma Okołokrężnego.
Zbyt wiele na grzbiet jednego krasnala, nawet tak wspaniałego. Zbyt wiele.
- I wrrr.... posucha niech dotknie członki jego wszelakie - doszła go z oddali riposta Hawry.
Święte słowa, pomyślał - tyle, że nie wszelakie i nie... W każdym razie...jakoś tak selektywnie.