Wreszcie upragniona sobota. Po tygodniu ciêzkiej pracy nadszedł ten dzień kiedy wreszcie mogê sobie odpocząć. Wstawiłam pranie, pobiegałam po domu z mopem, umyłam łazienkê: te zacieki na wannie i umywalce, 'koty' na podłodze, zakurzony parapet i storczyki. Po śniadaniu czekał na mnie pełny zlewozmywak brudnych naczyń, cześć jeszcze od wczorajszego dnia. No i z tym siê jakoś uporałam. No pomógł mi, ten no... acha 'CIF', po którym rêce do teraz pachną mi przyjemnie chlorem. Pranie siê wyprało no to poleciałam powiesić to na piêterko-strych. Brrrr. Na piêterku jest jak na dworze -8st. C. Uff. Koniec. Pora na antrakt w tej sztuce, jaką jest moje zycie. Zielona herbata, talerz owocowy (jabłko, mandarynka, kiwi i bananananana..stop..n). Na podorêdziu mam w rózowej puszce moje ulubione wiśnie i śliwki w czekoladzie. No teraz mogê pograć sobie w jakimś przyjemnym i miłym zespole w Chińczyka. Pa. Knusiki.