Wyrwałam się do Mamy, do mojego rodzinnego miasta. Jakże inna, atmosfera w tamtym domu. Jakoś tak lekko, radośnie, cichutko, przytulnie, spokojnie, bezpiecznie. Czuję się tam, jakbym pływała - woda, ciepła, miękka, otula mnie przyjemnie, unosi mnie, delikatnie kołysząc. Nie ma pośpiechu, tej nerwowości, złośliwości, presji, Za to jest mnóstwo miłości bezinteresownej, pokornej takiej bez pretensji i wyrzutów, bez żądania czegokolwiek.
Przez dwa dni dokształcałam Mamcię jak ma robić wodę jonizowaną i srebrną, mówiłam o znaczeniu takiej właśnie wody dla naszego zdrowia. Spodobało Jej się . Wiedziała już co nieco o zakwaszaniu organizmu i jak ważna jest równowaga kwasowo-zasadowa. Sporo też powiedziałam na temat witaminy B17 - wypartej z naszych jadłospisów z latach 70-tych przez amerykańskie koncerny farmaceutyczne. Od tamtego czasu, sama to dobrze pamiętam, zaczęliśmy wszystko drylować. Okrutnie przestraszyliśmy się kwasu pruskiego, który nasze babki spokojnie pakowały razem z owocami do słoików, i zdrowe były. Mama dobrze wiedziała, że w Jej domu nie drylowało się owoców i pakowało jak leci do kompotów i nikt się nie przejmował jakimś tam kwasem pruskim. Zawiozłam Jej, w związku z tym pudełko pestek moreli gorzkiej a oprócz tego sól himalajską i ksylitol. Ostatnio zawiozłam Jej kolagen w kapsułkach (a właściwie to taki konglomerat kolagenu, alg morskich i vit.E) nasz super suplement (a właściwie lek) posiadajacy zdolność przenikania do wnętrza naszych komórek a tym samym poprawiający ich stan a przez to stan całego naszego organizmu.
Wspólnie spędzany czas miło nam upływał na grze w ulubioną Mamy grę w karty, na spacerku, na wspominkach, to nic, że ja nie za bardzo kojarzę, o kim Mama mówi, na wspólnym oglądaniu filmów.
https://www.youtube.com/watch?v=gkeLhbIrNqQ Kochani, zadbajcie o zdrowie swoich rodziców ale nie wysyłajcie ich do doktorów.