W szarości resztek nocy
dnia nowego jutrzence
budzi się do życia
obumarłe serce.
Wolno, bez entuzjazmu
zaczyna bić niemrawo
uprawiając z trudem
codzienności zagon.
Ciszą głuchą pozdrawia
nieznośny celibat
lica smutkiem zorane
łez rosą obmywa.
Usta skarg, żali pełne
tknięte słońca promieniem
ożywają w parze
z bolesnym westchnieniem.
Oczy się otwierają
żałością wypalone
wicher włosy czesze
przyprószając szronem.
Wciąż powraca pytanie
czemu smutne tak wszystko,
kto - boleść, czy jesień
jest tu wizażystką.
Idol