Spostrzegłszy je ukradkiem
zupełnie stracił głowę
w życiu już różne widział,
lecz nigdy adwentowe.
Nie były arcydziełem
ręką mistrza stworzone
z tyłu jak szyba gładkie
z przodu lekko zdobione.
Może były pretekstem
nie one zachwycały,
lecz tajemnicę piękną
którą w sobie skrywały.
Wpatrzony jak w obrazek
uśmiechał się przyjaźnie
myśli co buzowały
budziły wyobraźnię.
Jak złodziej chciał się wedrzeć
bez wciskania bajeru
ciekaw przeszkód na drodze
prowadzącej do celu.
Gotowy się przedzierać
przez gęstwę, która kole
po świeżo ściętej łące
stąpać po gładkim stole.
Pragnieniem twarz spaloną
zanurzyć chciał w oazie
rozkoszą przepełniony
zatracić się w ekstazie.
Lecz spokój duszy burzył
mały chochlik niewinny,
czy to się zdarzyć może
fiolet, to kolor zimny.
Idol