tessa11

 
registro: 02/12/2007
Mądra kobieta wie, że mężczyzna…wyraża miłość w inny sposób niż słowami. Mądry mężczyzna wie, że kobieta…lubi te słowa usłyszeć.
Pontos28mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 172
Último jogo

"HISTORIA O SMUTKU"


    Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.Mimo tego, że była już bardzo stara szła tanecznym krokiem,


 a uśmiech na jej twarzy był tak promienny,jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny.


   Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział,


ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem.


 Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:    Kim jesteś?
  Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,


a blade wargi wyszeptały:   


      - Ja? ... Nazywają mnie smutkiem


 - Ach! Smutek! - zawołała staruszka z taką radością,


jakby spotkała dobrego znajomego.
      - Znasz mnie? - zapytał smutek niedowierzająco.
- Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
- Tak sądzisz... - zdziwił się smutek - to dlaczego nie uciekasz 


przede mną. Nie boisz się?
   - A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? 


Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego,kto przed Tobą ucieka.Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?
 - Ja... jestem smutny. - odpowiedział smutek łamiącym się głosem.


 Staruszka usiadła obok niego.


- Smutny jesteś... - powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową.


- A co Cię tak bardzo zasmuciło?


 Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś,


kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył.


- Ach... wiesz... - zaczął powoli i z namysłem - najgorsze jest to,


że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi


i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę,


oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy.


- I znowu westchnął. - Wiesz..., ludzie wynaleźli tyle sposobów,


żeby mnie odpędzić.


Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać.


Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału.


Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.


I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.


Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.


- Masz rację - potwierdziła staruszka - ja też często widuję takich ludzi.
  Smutek jeszcze bardziej się skurczył.
- Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi.


Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.


Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy.


Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany,


która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!


Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem


i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć


swoje rany.Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.


Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem.


Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia. - Smutek zamilkł.


Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,


potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.


  Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.


- Płacz, płacz smutku. - wyszeptała czule. - Musisz teraz odpocząć,


żeby potem znowu nabrać sił.Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam.


Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie,zniechecenie


już nigdy Cię nie pokona.


Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał


na swoją nową towarzyszkę:
- Ale... ale kim Ty właściwie jesteś?
- Ja? - zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym


tak beztrosko jak małe dziecko.       

      - JA JESTEM NADZIEJA!