LukaBandita.

 
Status do relacionamento: casado(a)
Interessado em: mulheres, homens
Procurando por: entretenimento
Zodiac sign: Libra
Aniversário: 2018-09-27
registro: 07/11/2009
Nigdy nie liżę mentalnie wyimaginowanych kłamstw.
Pontos136mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 64
Último jogo

W ciemię bita.

Drodzy Państwo, tytuł nie jest przypadkowy, bo:
uderzyłam się w tzw. ciemię....Państwo rozumieją...Nowy Rok itd...Jak mawiali Starożytni Indianie : Wody nie piłam (zwykłej lecz ognistą). W dupie z indiańskimi wynalazkami, my delikatne kobietki popijałyśmy orzechóweczkę...słodką do upierdliwości  swej zaklętej w orzechu laskowym amen. Żeby złamać słodkość za radą wszystkich kulinarnych ekspertów przepiłałyśmy szlachetnym Kasztelanem. HOWGH!
Nie chodzi drodzy Państwo o kaca...bo go nie miałam...chyba ze strachu...Teraz Was zaskoczę, tu chodzi o służbę zdrowia.
Nie wiem za co płacę te pieprzone składki....
bo leczę się prywatnie jak już muszę...ee tam głównie zęby i czasem laryngolog i to raz na 3 lata
ale jednak...
No i zdarzyło się pierwszego stycznia roku 2016 (jak dla mnie) pamiętnego, że zaatakowała mnie półkowniczka, półeczka w kancik z płyteczek w łazience, a dywanik łazienkowy był niepodgumowany tego roku...i pojechaliśmy..dywanik w tył, noga w tył, a głupi łeb naprzód i się narrrobbiło. Prawie czwórkami do nieba poszliśmy, nie wiem jak dywanik ale moja noga, ręka, odwłok i niestety łeb na ścianie. 
Farba, farba, farba, gdy już odzyskałam przytomność nadal ...farba farba farba.
Przyjaciele tamowali, ale jak wiadomo po orzechóweczce łatwiej urodzić orzech niż zatamować krwawienie... trudno ...wezwali pogotowie, które w charakterze starej gropy odmówiło przyjazdu, bo "macie tylko 2 km do szpitala".
Trzeba było dzwonić drugi raz i to już z awanturą i z solidną motywacją pt " ona się wykrwawia nie możemy zatamować" i " jak umrze to będzie wasza wina". Tu się już nieco przestraszyłam, bo uważałam, że nie jest tak źle, po czym zobaczyłam stos "ukwieconych" ręczników i poryczałam się się tak, że sama nie pamiętam żebym kiedyś tak płakała.
Argument podziałał, przyjechali, choć byłam bardzo zdegustowana sposobem w jaki moi przyjaciele uzyskali ten szczytny cel. 
Chłopaków z karetki będę chwalić, rozśmieszyli mnie na maksa mówiąc do mnie przez całą drogę " zobaczysz..zobaczysz , będzie cie boooooolałłłłooo".
Nie bolało (kto mnie nie lubi może ubolewać), piękna i czasem dość delikatna dr. Pająk ( naprawdę nici wpuściła we mnie pajęczyca) założyła mi 5 szwów, zrobiła tomografię głowy i z wyraźną niechęcią wypuściła do domu.
I teraz clou imprezy.
Nierozpuszczalne te szwy, zdjąć trzeba po tygodniu.
Co za dyskomfort....ale dzwonie do mojej przychodni (płace składki, nie korzystam, teraz przyda się wreszcie skorzystać). Optymistka. Żeby zdjąć szwy potrzebuję niby skierowania od lekarza rodzinnego do chirurga (w ramach tej samej przychodni). To co, skoro mam wszelkie papiery ze szpitala to chirurg musi mieć potwierdzenie od rodzinnego? Co to ma być, czy ci rodzinni mało maja pracy? A może chirurg to debil? Baba w rejestracji wyśmiewa mnie przez telefon gdy mówię jej, że już umówiona jestem z chirurgiem i żeby mi wystawili tylko to skierowanie od rodzinnego, tłumacze, że po cholerę mam stać w kolejce, zajmować czas innym chorym skoro to tylko proforma. Z naganą w głosie i z szyderczym śmiechem odparła, że dla mnie to może i proforma ale dla nich to już WIZYTA. No i chyba o to chodzi....nabijanie....
Kto mnie zna ten pewnie wie jak dla mnie skończyła się ta historyja krwawa:
pieprzyć system zdjęłam sobie sama 3 szwy ( te łatwiejsze), 2 trudniejsze zdjęła mi moja uzdolniona manualnie 12-o letnia córka. Miała iść na ASP, a dziś mam wątpliwości czy nie powinna na medycynę....
I tym miłym akcentem, smarując bliznę Contractubexem ;) 
Nie rozbijajcie sobie niczego, nie uszkadzajcie się.



2 połówki pomarańczy

Lepszym określeniem jest takie odczucie, które towarzyszy Ci, gdy układasz wysokiej jakości puzzle..długo grzebiesz w tych tysiącach, nagle przykładasz do siebie 2 kawałeczki i "klik"..szczelnie, bezczelnie.do tego stopnia, że nie dają się rozłączyć. 
Gdybym nie była wariatką naładowaną endorfinami i tak otwartą na ludzi, nigdy bym nie dostała tego "klik". Chwilo trwaj, rozciągnij się, a najlepiej bądź jak Wstęga Mobiusa.

Podobno każde miasto generuje swój typ ludzi....

Moje jest wymalowaną dziwką w szarej, uwalanej psimi gównami kiecce.
Obserwuję ludzi, ich energię...dlaczego otacza mnie tak wielu zaganianych, nic niewidzących ludzi? Czasem mam wrażenie, że niektórzy swoim sposobem bycia/życia pokazują swojemu bogu, by ich stąd zabrał. Przerażające...
Zastanawiam się, czy oni nie walczą już zupełnie o siebie, poddali się, czy po prostu zupełnie są jak koń pociągowy z klapkami na oczach. Czasem mam ochotę podejść do takiej osoby, złapać za ramiona i dać nieco ze swej energii, ale istnieje duże ryzyko, że zostanę potraktowana jako uciekinierka z Kochanówki ( dla niewtajemniczonych: potoczna nazwa łódzkiego szpitala psychiatrycznego).

Zupełnie nie wiem co z tym zrobić, przechodzę codziennym mym bezczelnym krokiem wśród nich...i czasem widzą mą energię..a mnie jest niezmiennie przykro, że oni jej nie mają.

Gay ok?

Nie da się dłużej udawać głuchej i ślepej. Problem narasta, jest to problem dla pewnej grupy społeczeństwa, dla innej jest gloryfikacją przekonań. Do rzeczy: zdaje się, że nie da się już otworzyć własnej lodówki, by nie wyskoczył z niej gay, z mordą jak Piotrowin, wyzywając wszystkim, którzy nie przyklaskują, od homofobów. 
Lekko cofając się w czasie, mówimy o polskich realiach, przypominam sobie, że nie miałam absolutnie nic złego na myśli widząc tychże gayów , ot taka mała lecz nieszczęsna pomyłka matki natury - myślałam ( pomijałam w tych myślach pedalstwo z wyboru, np. na skutek przebywania z zakładzie karnym lub w seminarium).
To co wyprawia się teraz, te wycie na puszczy o homofobię....stworzono bardzo mocne lobby, ale z całym szacunkiem dla matki natury...ja rozumiem, że ona może się mylić, ale nie sądzę, że  aż tak często. To już moda w mojej skromnej opinii, i co jeszcze gorsze wspierana przez wspomniane już  silne lobby. 
Od kiedy to, co nie jest ogólnie przyjętą normą społeczną uzurpuje swoje prawa do praw posiadanych przez w/w ?. Za sekundę to związek mężczyzny i kobiety zostanie postrzegany jako odmienny, rozpanoszone gayostwo, całe w pretensjach domaga się ślubów, ba..adopcji dzieci, by dać tym dzieciom wzorzec zachowań..tatuś i tatuś, normalne jak cholera, sądzę że z takiego "małżeństwa" wyrośnie kolejny mały pedałek, no bo przecież tata i tata zawsze mają rację. Ale skoro to takie normalne, proszę bardzo, niech sobie dwóch pedałów urodzi własne dziecko, a wtedy niech i wychowa!
Słowo homofobia zostało wykorzystane , zmieniono jego pierwotny sens, by wmówić szczególnie młodzieży, że cool jest być za pedalstwem, lesbijstwem , bo to takie równe społecznie, takie czyste, piękne i normalne. A jak nie podoba się, to żeś koleżanko, kolego homofob, i pod pręgierz cię, boś niepostępowy i niemodny.




Papierosomanka

Sześć lat nie byłam fanką papierosów, choć wcześniej byłam...sześć lat trafił szlag..znów palę, kopcę jak Tytanik, tyle, że z nie czterech kominów, a jednego. Gdy rzucałam te sześć lat temu (a rzucałam nie raz), obiecałam sobie, że jeśli znajdę choć jeden racjonalny powód, dla którego mogę sobie palić, to palenia nie rzucam. W tym celu przedzieliłam na pół kartkę papieru, po jednej stronie zalety wynikające z palenia, po drugiej oczywiście wady. Postawiłam sama wobec siebie na szczerość, nie wchodziły w grę żadne tłumaczenia, że jestem zdenerwowana i muszę zapalić....w sumie w stanie zdenerwowania można zrobić sporo rzeczy, niekoniecznie trzeba zapalić. Bo można równie dobrze walnąć łbem o ścianę...ból powinien przytępić stan zdenerwowania. Trwając uporczywie w stanie bezwzględnej auto - szczerości, znalazłam 25 wad palenia, nie znalazłam żadnej korzyści.....Więc kierując się logiką...z dnia na dzień fajeczki poszły w odstawkę. Minęło 6 lat, wcale nie byłam zdenerwowana, wręcz przeciwnie, było bardzo miło...wystarczyło, że jedna osoba zapaliła, bo dobrze się gadało, czułam się "niespełniona" nie mając papierosa..i zapaliłam. Owszem był okropny, śmierdzący, duszący, ale każdy kolejny z nich okazywał się coraz smaczniejszy, i co najważniejsze pozwalał dłużej tkwić przy rozpoczętej kawie, piwie. Paliłam najpierw w towarzystwie, potem zaczęłam popalać po kilka dziennie, minęły 4 miesiące i przeraża mnie znów to palenie. 
Może ktoś z Was też ma ochotę rzucić fajki i stworzy ze mną mobilizującą się grupkę? Samej ciężko się zebrać.

Banalna rzecz o tłumiku samochodowym.


Dzień pierwszy - moje skromne autko zaczyna brzmieć jak miziane pod bródkę kocię
Dzień drugi - kociątko rośnie i zaczyna wydawać ze swych trzewi mocniejsze pomruki, które wiem co znaczą, ale nadal je lekceważę
Dzień trzeci- narodził się rozkoszny tygrys. Mam auto sportowe, stuningowane...brzmi świetnie, nabieram wszystkich, którzy słyszą, ale nie widzą. Obracają się za mną, wodzą wzrokiem szukając TEJ FURY....tylko nieliczni piesi wiedzą o co kaman, kierowcy wiedzą, ale jeszcze nie krzyczą na mnie
Dzień czwarty- tygrys nadal , ale już mniej rozkoszny, pokazuje kły skurczybyk, zaczynam rozglądać się, czy nie ma obok radiowozu Policji
Dzień piąty- tygrys po 10 km zaczyna zdychać, na jego miejsce pojawia się młody bawół, ryczyyy. Nadal lekceważę, choć już zaczynam powoli dzwonić do znajomych zakładów naprawczych
Dzień szósty- bawoły cholernie szybko dorastają, po kolejnych 10 km cielaczek stał się bardzo dojrzały....ryknął, by obwieścić światu, że przybył. Echo jego ryków najpiękniej odbijało się na metalowych barierkach pomiędzy główną arterią mego miasta. Pożałowałam, że nie mam w uszach stoperów.
Dzień siódmy- to dziś zrobię świństwo memu autku, z tygrysa, bawołu znów zrobię kolibra.